wtorek, 23 października 2012

rozdział 5

*****JUSTIN*****
dopiero Gdy Sally podała mi dziecko, 
zorientowałam się, że coś jest nie tak, z nią, i z niemowlęciem.
Dziewczyna zachwiała się, i upadła na podłogę.
Wziąłem telefon, i zadzwoniłem po pogotowie.
*************
karetka przyjechała po krótkiej chwili, a ja opowiedziałem sanitariuszowi co się stało od mojego przyjazdu, i zaprowadziłem moją zamuloną żonę do karetki.
Jeden z mężczyzn zawinął dziecko w jakąś dziwną folię(chyba taką co ogrzewa) i włożył w kocyk.
Chciałem, aby to wszystko się skończyło, ale pojechałem z nimi.
W końcu, to chodziło o moją żonę i córkę.
***SALLY***
Obudziłam się, i nie wiedziałam gdzie jestem.
Jak przez mgłę, pamiętam, jak Justin oddał moją małą Nicole facetowi w białym fartuchu, i wprowadzał mnie do karetki.
Zobaczyłam nad sobą twarz mojego anioła.
-Sally... Dobrze się czujesz?-spytał-dlaczego nie powiadomiłaś karetki odrazu po porodzie?!-chłopak prawie krzyknął, miał już w oczach łzy-wiesz jakiego strachu mi narobiłaś?
-przepraszam-powiedziałam cicho-sama nie wiem dlaczego tego nie zrobiłam...
Do sali weszła pielęgniarka.
-kiedy ją dostanę...-zaczęłam
-musisz jeszcze poczekać... .
Mimowolnie uśmiechnęłam się.
-zadzwonię do mamy-odrzekł Just.
-to jeszcze nie dzwoniłeś?
-no, dzwoniłem, ale nic o dziecku jej nie mówiłem. Jeszcze.
-ale czemu? Powinna wiedzieć...
-a myślisz że jakby zareagowała, gdybym prosto z mostu palnął, że właśnie się dowiedziałem, że poraz drugi została babcią?
-nie wyobrażam sobie tego.
-no widzisz. A jakbyś ty zareagowała, gdyby ktoś Ci powiedział, że nie wiedział przez całą ciążę o dziecku, i zorientował się dopiero przy porodzie?
-nie uwierzyłabym...-zaśmiałam się.
Sama nie wiedziałam, co mam teraz zrobić.
Miałam córkę, a to jest najwspanialsze uczucie pod słońcem.
-Justin... Mamy córkę...- nie wiedziałam, kiedy te słowa wyszły z moich ust.
-wiem skarbie... Wiem-odpowiedział.
Pochylił się nade mną i pocałował.
-Justin... Przy Jacobie nie wiedziałam przez pół ciąży. Teraz nie wiedziałam przez całą... Czy to źle?
-nie wiem, ale to nie twoja wina.
-a czyja? Chyba ja pierwsza powinnam zauważyć, nie?
-ale gdybym był przy tobie, może wszystko potoczyło by się inaczej-zwalał winę na siebie.
-myślisz... Że będzie zdrowa?
*****oczami Justina*****
Nie wiedziałem jak mam jej to powiedzieć.
Możliwe, że mała nie przeżyje nocy, ale jeśli ona się dowie... Załamie się.
To ja ledwo się trzymam, a ona miałaby nic sobie z tego nie robić?
To... Okropne.
-Justin...-zaczęła
-możliwe że nie...-szepnąłem-że nie przeżyje...-wydusiłem to wreszcie z siebie.
-Just... Ale to... Jak to możliwe... Jezu, to przeze mnie!!!-obwiniała się.
-przestań, to na pewno nie przez CB.
-przeze mnie, powinnam odrazu zadzwonić po pogotowie, coś zrobić...
-przestań, Sally, skarbie, przeżyłaś szok... Każda normalna kobieta by była zszokowana...
-ale każda normalna kobieta zadzwoniłaby po pogotowie!
-Sally... Przepraszam.-szepnąłem
-za co?
Za to że cię na to skazałem...
###############
wiem, wiem...
strasznie długo mnie nie było, a rozdział jest krótki i do bani... po szczególne części do siebie nie pasują, i za to was wszystkich przepraszam, ale byłam ostatnio strasznie zajęta pisaniem scenariusza dla Wajdy, i całkowicie zapomniałam że mam dokończyć ten rozdział, więc wczoraj wzięłam się w garść i napisałam do końca.
Jeszcze raz was przepraszam, i zapraszam na blogga <którego założyłam w tajemnicy przed Wajdą>
na podstawie którego MOŻE
jak się jemu i Katarzynie Rosłaniec spodoba, BĘDZIE FILM!!!
AAA!
Wiem, jestem idiotką, ale takiej szansy się nie marnuje, więc biorę się do pracy.
YOU'R FOREVER
KICIA;**
http://kiss-in-the-rain-blogg.blogspot.com/

poniedziałek, 24 września 2012

...

Nowy blog o Biebsie! CZYTAĆ-POLECAM!!
http://kiiwii-story-bieber.blogspot.com/

poniedziałek, 23 lipca 2012

...Nie...
Parłam przez następne pół godziny.
W końcu, już zmęczona, i nie wiedząca co robić, ostatni raz mocno się napięłam.
Coś ze mnie wyszło, ale wciąż było cicho.
Z doświadczenia wiedziałam, że dziecko powinno płakać.
Gdy mój wzrok padł na nie, zobaczyłam że się nie rusza.
To nie ono lecz ja zaczęłam płakać.
-BOŻE, proszę, niech ono żyje... Błagam, jeśli oboje umrzemy to moja wina.
Tylko moja!-szeptałan sama do siebie.
Po chwili zaczęłam coraz głośniej mówić modlitwy, i to w moim ojczystym języku, którego Justin ani Jacob nie znają.
Nagle dziecko się zakrztusiło i zaczęło płakać.
Moje łzy rozpaczy zamieniły się w łzy radości.
Ale to szczęście nie trwało długo.
Niemowlę było wciąż połączone ze mną pępowiną.
Przypomniało mi się o nożyczkach w szufladzie.
Więc zaczęłam grzebać w szufladzie, nie wstając z podłogi.
I tak bym nie mogła, więc po co wgl mówić.
Wyciągnęłam nić dętystyczną.
Wyjęłam z pudełka całkiem długi kawałek, i przewiązałam nim pępowinę bardzo blisko pępka dziecka.
Wzięłam nożyczki i przecięłam ją.
Po czym przytuliłam do siebie dziewczynkę, i czekałam na dalsze wydarzenia...
******************
gdy wreszcie mogłam wstać, poszłam odrazu do łóżka, z Nicole oczywiście.
Tak, nazwałam małą Nicole.
Włączyłam płytę Jusa-BELIEVE, i owinęłam ją w ręcznik.
-wiesz...-Zaczęłam do niej mówić-...jakiego ty masz wspaniałego brata? Teraz jest u pradziadków, ale tata niedługo wraca, i wiesz... Właśnie, zadwonimy do taty!
Znów wzięłam ją na ręce, i poszłam do kuchni, gdzie był telefon stacjonarny.
562******
wykręciłam numer, a jus odebrał po pierwszym sygnale.
-SALLY, co Ci jest, wszystko dobrze?!
-tak, jus, wszystko dobrze... Ale przyjeżdżaj, proszę, mam dla cb niespodziankę...
-dobrze... Dzisiaj będę, ale uwarzaj, dobrze?
-ciekawe na co... Kocham cię, pa...
-pa-rozłączył się.
Położyłam się w łóżku i zasnęłam, czekając na mojego męża...
***********
obudził mnie szczęk zamka.
Wstałam, wzięłam na ręce dziecko, i poszłam otworzyć Justinowi.
-cześć ko...-nie dokończył.
-czyje to dziecko?-spytał gdy wreszcie ogarnął myśl, że stoję w przedpokoju w samym szlafroku, trzymając na rękach nagie zakrwawione niemowlę, owinięte w ręcznik.
-nasze! Justin, To naszą córka, urodziłam ją...!
-nie było mnie zaledwie miesiąc, a ty...
-ja naprawdę ją urodziłam!
-tak, uwierzył bym ci... Gdybyś była w ciąży!
-ale jak widać byłam!
-to nie łaska mi było powiedzieć?!
-sama nie wiedziałam, jak chcesz to idź do łazienki, nie zdążyłam tam sprzątnąć!
Justin, ani trochę się nie wachając przeszedł przez korytarz i wszedł do łazienki.
Jego reakcja była dość przewidywalna.
Gdy zobaczył w łazience krew, zakrył usta dłonią, i wyciągnął z kieszeni telefon.
Odrazu wyrwałam mu go z dłoni.
Nie chciałam żeby dzwonił po pogotowie.
Tylko być z nim i dzieckiem.
Nadrobić te stracone 9 miesięcy.
-nie rozumiesz, że jeśli nie pojedziesz do szpitala, to i ty i dziecko umrzecie?!-powiedział prosto z mostu.
Nagle zrobiło mi się słabo.
-Justin, weź ją ode mnie-powiedziałam
chłopak ledwo zdążył wziąć ode mnie dziecko, upadłam na ziemię...
########################################
proszę, jest.
Tak, Jak chcieliście.
Mała urodziła się żywa i zdrowa...
Chociaż na początku chciałam ją uśmiercić, żeby nie było, ale potem przeczytałam wasze miłe komentarze i... WSZYSTKO ZMIENILAM!
Kocham was, i dziękuję, za miłe komentarze i maile, tylko błagam, zamiast na maila, piszcie w komentarzach, można jako anonimowi.
Z góry dzięki, kocham
Kicia<3.

niedziela, 24 czerwca 2012

rozdział czwarty

******miesiąc później******
-Ale obiecaj że jutro wrócisz...-szepnęłam do słuchawki.
-obiecuję-odpowiedział głos Justina po drugiej stronie.
Tak bardzo za nim tęskniłam...
Nie było go od prawie miesiąca, a miał wrócić po trzech dniach!
Nie chodziłam na uczelnię, ponieważ były już wakacje, co oznaczało jeszcze miesiąc wolnego-potem do pracy.
-kocham cię...-Jus odezwał się poraz ostatni i się rozłączył.
Przyłożyłam słuchawkę do piersi, i wypuściłam z płuc całe zaległe tam powietrze.
Po chwili zaczęłam płakać.
Tak za nim tęskniłam, a Scooter myśli że wszystko może.
Justin miał o wiele więcej roboty ode mnie.
Wystarczyłoby że głos mu się zarwie, a Scoot go nawrzeszczy.
Scooter jest dla niego jak surowy ojciec, natomiast Kenny-jego ochroniarz (zresztą mój też, odkąd z nim jestem, przydaje mi się)-jak dobry wujek.
Mama Jan-to nauczycielka śpiewu Jusa, jest spoko, ale najlepszy jest chyba Scrappy-on zajmuje się oświetleniem, itp, itd.
Na samą myśl o Scrappy'm, zaczęłam się śmiać przez łzy.
-Mamo, co Ci jest?-dopiero teraz zauwarzyłam Jacoba, stojącego przede mną.
-nic, gdzie idziesz?-spytałam kiedy zakładał plecak.
-do pradziadka Bruce'a.
-o której masz zamiar wrócić?
-jutro, mamo, jest środek lipca, ogar...
-jak ty się... A dobra, spadaj zanim się rozmyślę...-powiedziałam, a mojego syna już nie było.
Znów zaczął mnie boleć brzuch.
Okres spóźnia mi się już o dwa tygodnie... Czyli może boleć, przynajmiej wreszcie dostanę.
Jak przedwczoraj robiłam test, była tylko jedna kreska, więc w ciąży nie jestem.
Wciąż rozważam opcję torbieli jajników, ale co to, jakiś film dokumentacyjny?
Miałam skurcze, o wiele mocniejsze od bóli menstruacyjnych, ale nigdy mi się nie spóźniało, więc nie wiem jak mocno boli, a podobno bardzo.
Nie mogłam nic zrobić, chodziłam z kąta w kąt, zginając się wpół.
Poczułam nagle skurcz, jak przy zatwardzeniu, więc poszłam do toalety.
Siedziałam tam dobre dwie godziny, ale nic nie chciało ze mnie wyjść.
Nigdy nie miałam takiego zatwardzenia.
Po jakimś czasie nie mogłam już tego wytrzymać, więc weszłam pod prysznic, też nic nie dało.
Owinięta samym ręcznikiem usiadłam w rogu, pomiędzy szafką, a ścianą, wcześniej zajrzałam tylko do szuflady, w poszukiwaniu tabletek, ale były tam tylko przybory do czyszczenia zębów i dwie pary zardzewiałych norzyczek.
Więc tak usiadłam i oddychałam-głęboko.
Po chwili znów poczułam skurcz, i niepochamowaną potrzebę parcia, więc parłam, po chwili oriętując się że coś ze mnie wychodzi.
Wzięłam małe lusterko z szafki (była dość niska, że nie musiałam wstawać) i spojrzałam w dół.
Włosy...
A przecież się goliłam...
Kurwa, to główka!
JA RODZE!
Ok, co mam teraz zrobić?!
Dzwonię do Justina, jasne!
Wyciągnęłam telefon z kieszeni spodni, które leżały obok mnie, i wybrałam jego numer.
Odebrał po drugim sygnale
-cześć kotku. Co jest?
-Jus... Przyjeżdżaj, natychmiast!
-ale co...-nie zdążył dokończyć, ponieważ bateria się wyładowała.

Ja niemogę, jestem sama w domu, rodzę, chociaż nie wiedziałam że jestem w ciąży, a do tego mam wyładowany telefon, i niemogę zadwonić po pogotowie.
Znów skurcz.
Ok, przypomnij se Sally podstawy...
Przyj...
Nie...
O kurwa...
##############################
ej, oni to jakoś lepiej opisują...
Ja tam nie skracam wszystkiego, tak jak w tym programie w TLC.
Ale ok.
"ciąże z zaskoczenia" TLC, nie wiem kiedy i o której, jak leci to oglądam.
Kocham was, czytajcie, komentujcie,
i dosko się czuję,
i wszystko kapuję,
i na lekkiej fazie,
wciąż trybię i jażę...
Hue hue
kicia<3333.

sobota, 2 czerwca 2012

ROZDZIAŁ TRZECI

-Sally...-szepnął Justin.
Powoli otworzyłam oczy i pomyślałam że śnił mi się koszmar.
Śniło mi się że szłam ciemną uliczką, wiedziałam że tam jest ulica.
Chciałam przez nią przejść, ale zatrzymał mnie widok bladej postaci, która trzymała w rękach zawiniatko.
Kobieta przeszła, albo lepiej "przepłynęła" przez jezdnię, i wręczyła mi dziecko.
-zaopiekuj się nią...-szepnęła i znikła.
-SALLY!-Tym razem krzyknął justin, pewnie wystraszył się że wcześniej nie zareagowałam.
-Sally, zostaniesz sama na trzy dni od czwartku?-spytał gdy otworzyłam oczy.
-dlaczego?-odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-bo mam w piątek koncert, niedaleko, więc wrócę w sobotę.
-Musisz? To już trzeci raz w tym miesiącu.
-niestety, ale wiesz że cię kocham, nie?-mówiąc to pocałował mnie.
-no... A gdzie Jacob?-wystraszyłam się.
-u Patty-odpowiedział spokojnie, a ja właśnie zdałam sobie sprawę z tego, że nigdy nie widziałam Justina mamy. Tylko raz, na ślubie, ale szybko pojechała.
-Od kiedy Jacob ją zna, skoro ja jej nawet nie znam?-spytałam.
-od dawna... Ale czy to ważne? Jesteśmy sami...-szepnął całując mnie namiętnie.
-Just, i tak nic z tego nie wyjdzie, wiesz?
-z seksu? To nam zawsze wychodzi***
-tobie wychodzi, a mnie teraz wszystko boli...
-od kiedy niby Ci się nie chce, co?-zaśmiał się.
-od teraz... A musimy gadać na takie tematy?-speszyłam się.
-sorry...-jeszcze raz mnie pocałował, tylko mocniej, i namiętniej, a mi zebrało się na wymioty.
Poleciałam biegiem do toalety, gdzie zwróciłam wszystko co mi zostało w rzełądku, czyli w zasadzie tylko pół litra wody.
-pieprzona choroba...-powiedziałam z powrotem kładąc się w łóżku.
-właśnie widzę... Co się stało?
-jakieś, kurwa, zatrucie.
Justin, nic nie mówiąc, położył się koło mnie, i wyłączył telewizor, który ciągle był na vivie, a ja tak w niego wtulona zasnęłam...
*************
-sally, jedziesz ze mną po Jacoba do mamy?
-no... Czekaj, tylko się ubiorę.-czółam się o wiele lepiej.
Ubrałam się i uczesałam, a papcie króliczki z zębami wampira<pamiątka ze zjazdu wampirów z morganville> zamieniłam na szpilki.
Wyszłam z pokoju i pokazałam się mojemu mężowi.
-moja piękna, seksowna żonka...-szepnął, dodając głośniej:-mógłbym cię wziąć Tu i Teraz...
Zaśmiałam się.
-na podłodze? Dawaj.-zachęciłam go, a ten debil rzucił się na mnie jak opętany, i zamiast wylądować u patty, wylądowaliśmy na podłodze przed łazienką****
##############################
Bosko, nie?
I znowu jestem!
Mam tyle blogów, a tak mało czasu na prowadzenie ich, a nie chcę żadnego zawieszać.
więc postanowiłam że zawieszę tego bloga, na którym do końca miesiąca będzie najmniej komentarzy, więc jak chcecie abym zatrzymała tego bloga, komentujcie!!!
kocham was, wasza FOREVER- KICIA<3.

czwartek, 26 kwietnia 2012

ROZDZIAŁ... następny;>

Nie wiedziałam co mam powiedzieć.
Jedyne co byłam w stanie zrobić, to zakryć usta dłońmi.
Za progiem stał nasz dzielnicowy <policjant, jakby ktoś nie wiedział> trzymający za ramię mojego syna.
-Panie Carl, co się stało?-zdobyłam się wreszcie na to pytanie.
-oj, Sally, znam Jacoba od urodzenia, i nie wierzyłem, że jest chuliganem, ale...
-co on do cholery jasnej spieprzył?!-krzyknął nagle Justin.
-znaleźliśmy go, i jego kolegów z kijami bejzbolowymi, chcieli zrujnować samochód waszego sąsiada.
-pana Goldmana?-naszym sąsiadem był gburowaty bogacz, który myślał że dzieci powinno trzymać się w klatkach, choć sam nie miał własnych.
-tak, tak mi się zdaje. Wybaczę młodym, ale tylko dla tego, że jednym z nich jest twój syn Sally, ale następnym razem postaram się o niezły rozgłos. Będę znany jako policjant który aresztował pierworodnego Biebera-zaśmiał się
-puść mojego syna.-Justinowi nie udzielił się humor mężczyzny.
Gdy policjant wpuścił Jacoba do środka, Jus zatrzasnął drzwi przed jego nosem.
-Co ty do cholery tam robiłeś?!-krzyknął do chłopca.
Nagle poczułam mdłości, i miałam wrażenie że nogi się pode mną uginają.
-Justin, nie krzycz, proszę.
-nie, już za dużo daliśmy mu wolności. Jacob, do siebie, już.
-Justin, uspokuj się...
-nie mam zamiaru!
W tej samej chwili nogi odmówiły mi posłuszeństwa i poczułam że tracę świadomość...
******************
-Sally... Sally, kochanie obudź się-usłyszałam ciepły głos Jusa.
-Justin, przepraszam...-próbowałam wydusić z siebie więcej, ale nie mogłam.
-nic nie mów, tylko odpoczywaj, wytrzymasz tu parę godzin sama? Scooter chce mnie widzieć, odwiozę po drodze Jacoba, co?
Pokiwałam tylko głową.
Jus jeszcze raz lekko mnie pocałował i wyszli z synem z domu.
Spróbowałam wstać z łóżka, ale gdy tylko usiadłam, poczułam skurcz.
-"byle to nie były torbiele..."-pomyślałam.
Gdyby to były torbiele, nie mogłabym mieć więcej dzieci.
Nie że planujemy, czy coś...
Biorę tabletki, od ośmiu miesięcy.
Wcześniej były to zastrzyki, ale po roku miałam dosyć, więc się przerzuciłam na inny rodzaj antykoncepcji, bo był mniej bolesny, i wygodniejszy niż gumka.
Po półgodzinnym zmaganiu, podniosłam się wreszcie i poszłam do kuchni.
Próbowałam zrobić sos, ale mi nie wyszedł, jakby ktoś wyżej się na mnie uwziął.
W końcu miałam dosyć wszystkiego, więc położyłam się na sofie i włączyłam vive, jedyny polski program muzyczny jaki tu mamy.
Akurat leciała moja ulubiona piosenka...
"Tajemnica Grety" Volver.
Ale najbardziej podobał mi się teledysk.
Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
*************
sorka, znów krótko, ale wiecie, przywyczajam się ciągle.
HA!
Już niedługo wychodzi płyta Jusa: "Belive", co oznacza uwierzyć.
Wiesz ciociu że Cię kocham, nie?
Mogę cię prosić, żebyś zbierała już kasę na mój prezent urodzinowy na 28czerwca?
Wierzycie, że dostanę tę płytę?
Bo ja nie mogę uwierzyć nawet że mam Under the Mistletoe, jego świąteczną płytę... Wiecie, tam są takie jego sweetaśne zdjęcia.
PLEASE PEOPLE, BELIVE...
Buźki,
You forever
kicia<3.

piątek, 2 marca 2012

pierwszy post po dłuuuugiej przerwie!

-mamo!-usłyszałam z pokoju obok.
Justin się tylko zaśmiał, i zszedł ze mnie.
-nie możesz iść ty?-spytałam.
-nie, nie słyszałem słowa "tato"-zawsze znalazł ripostę.
-mamo!-krzyknął znowu mój syn.
-Sally, lepiej się pośpiesz...-szepnął mój mąż, a ja, zamiast się ubrać, owinęłam się tylko ręcznikiem, mając głupią nadzieję, że mój sześcio-letni syn będzie myślał iż brałam poranny prysznic.
-słucham synku?-zajrzałam do jego pokoiku.
-gdzie jest mój plan lekcji?-spytał
-a nie ma na lodówce?
-no tak, dzięki-krzyknął i zerwał się na równe nogi biegnąc do kuchni.
I ja, i Justin, mieliśmy dzisiaj wolne.
Jus chciał zawieść Jacoba do szkoły, ale on, jak to chłopcy w jego wieku, uparł się że idzie pieszo.
Gdy skończył się pakować i wyszedł wróciłam do Justina.
-Choć do mnie...-wyciągnął przed siebie ręce.
-kochanie, nie sądzisz że powinniśmy go naprawdę zacząć wozić do tej szkoły?
-daj mu trochę luzu, Sally. Cb w jego wieku ktoś woził do szkoły?
-ja w jego wieku nie chodziłam do szkoły.-odszczeknęłam mu.
Położyłam się obok niego, i wtuliłam w jego nagi tors.
Po chwili zaczął mnie namiętnie całować i ręcznik wylądował na podłodze.
-Justin, przestań!-krzyknęłam, gdy usłyszałam pukanie do drzwi.
Jus przewrucił tylko oczami, i ubrał się.
Mi się nic dzisiaj nie chciało, a tym bardziej lecieć na tą jebaną uczelnię.
-Sally, biegiem.-słyszałam w głosie Justina coś takiego, czego nie można było ignorować.
Ubrałam się, i w podskołach pobiegłam na przedpokuj...
################
WRÓCIŁAM!
I jak?
Wiem, strasznie krótki nie?
Ale muszę się przyzwyczaić z powrotem do Sally i Justinka.
Zapraszam również na resztę moich blogów:
Sebastian Rutkowski
TheJustinBieber
my-J-D-B
Mega Star and...My! 
Zapraszam!

wtorek, 10 stycznia 2012

24

Wzięłam w obydwie ręce po 2 kubki, i weszłam do pokoju.
Postawiłam przed willow kubek kakao, jadenowi cherbatę, a sobie i justinowi kawę, sobie rozpuszczalną, a dla jusa normalną, bo jedzie na nockę.
Zastanawiałam się, co będę robić jak on pojedzie.
Wystawiłam keks ananasowy z wiśniami na talerz, i postawiłam na stole.
Straciłam ochotę na cokolwiek.
Jak na keks i kawę, tak na wszystko inne.
Po chwili usłyszałam za oknem jakiś strzał, a z pokoiku wyszedł justin.
Poczułam nagłe osłabienie, i upadłam na podłogę.
Dalej nic nie pamiętam.
************
Gdy się obudziłam, nad sobą zobaczyłam twarz Chada.
Wydawała mi się jakaś dziwnie... Zniekształcona.
Dziwnie... Piękna?
Co ja gadam, to chłopak mojej siostry.
Ale jej tu nie ma...
Ale to nie wyklucza tego, jakie mogą być konsekwencje...
Tak wyglądała walka mojego pożądania, z sumieniem.
Nagle, nie świadoma niczego, a tym bardziej konsekwencji jakie mogą z tego wyniknąć, pocałowałam go.
On objął mnie mocno, i lekko wsunął się na miejsce obok mnie.
Całował mnie namiętnie, nie wiedziałam, czemu to robi.
Chciałam tego, ale nie wiem czemu.
To przecież nie moralne.
Ale pragnęłam tego, jak nigdy wcześniej, chyba że ten pierwszy raz z justinem.
-gdzie justin?-spytałam nagle wystraszona.
-nie ma...-szepnął chad w moje usta
byłam pewna, że nikogo nie ma w domu.
Chad znów mnie pocałował, a ja wpiłam się w jego wargi jak narkomanka w koke.
*********
kiedy wyszłam do szkoły, było już za 10 ósma.
Weszłam do budynku, było za pięć.
Bałam się, ale nie wiem czemu.
Idę przez korytarz, i nic nie widzę.
Nie wiem dlaczego.
Nawet nie wiem kiedy, doszłam do szatni, a potem po schodach pod klasę.
Nie wiem jak, ale nagle zderzyłam się z kimś.
Puźniej okazało się, że to Michael z trzeciej.
W pierwszej klasie gimnazjum się w nim kochałam.
Czerwona jak burak poszłam pod klasę.
*********
-czyli x, równa się 14.-zakończyła anka stanowczo.
Dopiero teraz się zorietowałam, że odpowiada, i źle rozwiązała działanie.
Niemo podałam jej prawidłową odpowiedź.
-nie, zaraz, 15.-poprawiła się.
-dzięki-powiedziała, gdy wruciła na miejsce.
Przez całą lekcje, pisałam z nią na gg w komurce.
Gdy zadzwonił dzwonek, jako pierwsza zerwałam się z miejsca i wyszłam z klasy.
I jakby los chciał mi dosiec, znów zderzyłam się z michaelem.
-powtarzasz się...-powiedział, i lekko dotknął mojego policzka.
-to ty się powtarzasz-odepchnęłam go od siebie, i poszłam dalej.
*********
wróciłam na hate strasznie zsapana.
Nikogo nie było.
Postanowiłam trochę ogarnąć, i siebie i dom.
Założyłam to, i puściłam świąteczną płytę jusa.
Ale po chwili się zreflektowałam, i ją wyłączyłam.
Justin ma nagrania, jacob w żłobku, jaden i willow pojechali nagrywać drugą część karate kid, a ja?
Posprzątałam cały dom, i nie wiedziałam co ze sobą począć.
Na szczęście, z odsieczą przybył mi mój niezawodny narzeczony.
Wszedł do pokoju i od razu mnie przytulił.
Gdy mnie pocałował, znowu zakręciło mi się w głowie.
Przypomniało mi się bowiem, co ja mu zrobiłam.
Zdradziłam go.
Jeśli się dowie...

Ma prawo wywalić mnie z domu.
Ma prawo nie wpuścić mnie do niego przez następne...100 lat.
-coś cię gryzie...-wyszeptał.
-nie, tylko...-po tych słowach z płaczem pobiegłam do sypialni.
Zamknęłam się od środka.
-Sally, co ci jest?
-Zostaw mnie Justin, błagam!
-sally, albo otwierasz, albo wywarzę drzwi!
Poderwałam się z podłogi i otworzyłam.
-co się z tobą dzieje, sally, jesteś jakaś... Nie wiem...
Zaczęłam szlochać jeszcze mocniej.
-przepraszam... To moja wina...-usiadł koło mnie i objął mocno-nie wiesz, Sally, jak ja bardzo cię kocham...
-justin... Ja już nie mogę... Kocham cię, ale... Nie wytrzymuję tego stałego napięcia. Cb nigdy nie ma w domu, na prawdę... Wszystko się przewraca do góry nogami, a ja jestem tylko tego ofiarą.
-wiesz... Rzucam to.-powiedział stanowczo
-co?
-rzucam tą całą sławę. Dla cb. I dla małego.
-nie możesz, Justin!
-nie mogę? Jeszcze kilka miesięcy temu twierdziłaś że ja wszystko mogę, że wszystko mi wolno. Za bardzo cię kocham żeby tego nie zrobić.
Po prostu to rzucam.-po tych słowach pocałował mnie tak, jak nigdy dotąd nie całował.
Poczułam że on kocha tylko mnie.
Że już nic więcej nie pragnę.
Tylko jego.
Jego dotyku, pocałunków, pieszczot...
Z chadem... To nie było to samo.
Ja kocham Justina, i tylko jego będę kochać.
Na wieki.
*********
-ja, Justin Drew Bieber... Biorę sobie cb, Sally, Za żonę, i przysięgam Ci, Miłość, wierność, i uczciwość małżeńską, i że nie opuszczę cię aż do śmierci...-wsłuchiwałam się w tę formułkę z łzami w oczach, i również z nimi, wypowiedziałam podobne słowa.
Jeszcze chwilka.
Po sekundzie, zobaczyłam Jacoba zmierzającego z obrączkami w naszą stronę.
Miał dociero półtora roku, a tak dobrze sobie radził z taką wielką, czerwoną poduchą.
-kocham cię...-szepnął Jus, nakładając mi na palec obrączkę z czystego złota.
-ja cb też-odpowiedziałam, i założyłam mu jego obrączkę.
Nie czekając na słowa kapłana, rzuciłam mu się na szyję, namiętnie całując.
Zapłakane matki i Amy <po psychiatryku się nieco zmieniła> zaczęły klaskać i gwizdać, ale ja i tak nie odwracałam wzroku z mojego, już można powiedzieć, męża.
-kocham cię...-szepnęłam jeszcze raz, i po raz kolejny oddałam się jego namiętnym pocałunkom.
************
trochę nudne, nie?
Ale przynajmiej długie, i to już niestety koniec.
Nie mam już siły do prowadzenia blogów.
Jest 22.41, wigilia bożego narodzenia, jeżę w łóżku i piszę.
Na słuchawkach słyszę common denominator, a ja sama co chwilę złażę z górnego łużka piętrowego, i zaglądam do szuflady, gdzie leży moja nowiutka płyta Justinka: Under the Mistletoe.
O bosch, co ja bym bez cb ciociu zrobiła!
Nie mam już na nic siły, jedynie jeszcze na to, by napisać o nowym blogu o justinku, oczywistość że moim.
Będzie trochę inny niż ten, ale przynajmiej ciekawszy, bo mam lepszy pomysł.
Informacje podam jak już będę coś więcej miała <przynajmniej pierwszy post>, ok? Proszę o komentowanie całokształtu tego bloga.
I dzięki, że   byliście ze mną przez cały ten czas.
Dziękuję.
PS. sorry że dodaję dopiero teraz, ale miałam szlaban na kompa, jeszcze raz dzięki,
kicia