czwartek, 29 września 2011

rozdział 19

-nakarmiłam, przewinęłam, uspałam. I to zupełnie sama!-zaklaskałam w dłonie podchodząc do łużka na którym leżał jus.
-gratulejszyn-powiedział wpatrując się w telewizor.
Oglądał jakiś pojebany mecz.
Zabrałam mu pilot, i zaczęłam skakać po kanałach.
W pewnej chwili, justin żucił się na mnie jak opętany, i zabrał urządzenie z mojej dłoni.
Kłuciliśmy się tak o pilota, aż zatrzymało się na jakimś pornuchu, a jus wrzucił pilot pod łużko, i zaczął mnie namiętnie całować.
Nie opierałam się, kiedy zaczął mnie rozbierać, stęskniłam się za jego pieszczotami.
Nie zauwarzyłam nawet, kiedy już byliśmy całkiem nadzy.
Justin zaczął zniżać się, do moich intymniejszych stref, po drodze całując całe moje ciało, od piersi w dół.
Po kilku minutach oralu, wrucił do ust.
Chwilę puźniej, poczułam, że we mnie wchodzi.
Nie czułam takiej ulgi, od kilku miesięcy.
Po kilku dziesięciu minutach, czułam że zbliżamy się, do końca.
Ale jus miał inne plany.
Tuż przed wybuchem, wyszedł ze mnie, i wziął na ręce.
-co ty robisz?-spytałam.
Nie odezwał się, tylko poszedł w stronę drzwi do łazienki, i otworzył je.
Postawił mnie dopiero w kabinie prysznicowej, i odkręcił kurek.
-JUSTIN!-wrzasnęłam, a on nic nie mówiąc, znowu we mnie wszedł.
*********
ale mnie zupełnie pojebało!
Normalnie, bloblo!
Ale nie umiem tego opisywać.
Chciałam dodać więcej, ale było by że jestem zboczona, a to nie prawda.
Sorka że krótko, ale naprawdę ludzie, jak mam pisać, jak nie mam dla kogo?
Ok.
Ps. Weźcie, plis, zareklamujcie mojego błoga.
Nawet na swoich jak macie.
I komentujcie oczywiście.
Pps. To było u sally w domu.

rozdział 18

Justin już jedzie, a ja tym czasem stoję w piżamie, i próbuję założyć dziecku rajstopki.
Po kilku minutach męczarni, i strachu że coś mu zrobię, przyszła mi na pomoc kobieta, z którą leżałam w sali.
Pomogła mi.
Gdy ubierałam dżinsy, do pomieszczenia wszedł justin.
Wrzuciłam do torby moją koszule, a jus włożył jacoba do nosiedłka.
Chciałam go nieść, ale justin mnie uprzedził.
Miałam dosyć tego, że traktuje mnie tak, jakbym nie umiała niczego zrobić.
Gdy schodziłam ze schodów, potknęłam się, i gdyby nie mój ukochany, spadła bym z nich.
-dzięki.-szepnęłam
kiedy wchodziłam do samochodu, pomyślałam, że to już koniec.
Że teraz to już wszystko będzie dobrze, że się ułoży.
Ale nie mogłam przewidzieć tego, co przyniesie los.
Że to dopiero początek...
*********
totalny spontan.
Nie wiedziałam co pisać, ale jako tako to wyszło, poszłam za radą przyjaciółki.
Cytuję:
"jak chcesz coś napisać, to pisz o tym, o czym właśnie myślisz, a nie o tym co chcesz aby znalazło się w twojej głowie, nawet jeśli masz czasem nudne myśli, puźniej to wytniesz"
tak, i teraz będę opisywać swoje myśli, sally i justin będą żyli w szczęściu przez pierwsze dni, potem to już się sami dowiecie.
Ps... KOMENTUJCIE!!!

sobota, 17 września 2011

rozdział 17

-auć!-to było pierwsze słowo, które powiedziałam po wybudzeniu.
Poczułam że ktoś mocniej ściska moją rękę.
-justin...-szepnęłam.
-Sally, dobrze, już?-spytał zapłakanym głosem.
-justin, ja...-zacięłam się, przypominając sobie o najważniejszym.
Przyłożyłam dłoń do brzucha.
Był płaski... No nie dokońca płaski, ale... Pusty.
-co...
-jacob jest cały i zdrowy.-szepnął jus, przykładając swoje ciepłe wargi, do moich sinych ust.
-Jacob...-szepnęłam-ale...
-to był już ósmy miesiąc, Sally. Ósmy! Wyobrażasz to sobie?!
-to było w tedy...
-pamiętasz ten incydent z paparazzi?
-no... Chyba tak.
-to musiało być w tym miesiącu. Lekarz powiedział że musisz zostać na kontroli, jeszcze tydzień, mały zresztą też ma od trzech dni badania, w końcu nie wiedzieliśmy o nim prawie pół ciąży, i nie miałaś żadnych badań.
-to... Ile...
-4 doby.-odpowiedział zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.
-ty mi w myślach czytasz, wiesz?
-wiem, już za dobrze cię znam!
-mogę go zobaczyć?-spytałam
-postaram się-szepnął i wyszedł z sali.
************
siedziałam z małym na rękach.
Cały czas płakał, i nie wiedziałam co mu jest.
Po chwili do sali weszła pielęgniarka.
-nie radzisz sobie?
-nie wiem co mu jest...
-karmiłaś go?
-przecież... Nie mam butelki.
-nie butelką, kochanie.-powiedziała.
No to się zbłaźniłam.
Pielęgniarka pomogła mi przystawić syna do piersi.
-i jak?-zadała kolejne pytanie.
-tak... Dziwnie.
-dobrze, poradzisz sobie?
-chyba tak.
-jak pierś zacznie cię boleć przełóż go do drugiej.-powiedziała, po czym wyszła z pomieszczenia.
Byłam tak wpatrzona w mojego małego aniołka, że nie zauważyłam nawet, jak u mojego boku pojawił się jus.
-ślicznie z nim wyglądasz.-usłyszałam za sobą.
Odwruciłam głowę do niego, i poczułam ból w piersi, przy której właśnie trzymałam dziecko.
Jus zabrał go ode mnie.
Nawet nie zaczął płakać.
I tak siedzieliśmy w trójkę, puki nie zmożył mnie sen.
************
króciutko, wiem.
Ale nie chcę zakończyć wszystkiego w jednym rozdziale.
Tak chyba nie wypada, ale mam pomysł!
I pytanie do WAS!
Czy Sally i Jus, mają zostać w polsce, i tu mieszkać, czy jechać z powrotem do Kanady?
Odp.w komentarzach!
Z góry dzięki.

rozdział 16

Weszłam do mojej starej kuchni, tata jeszcze nie wrucił z pracy.
Byłam szczęśliwa, że mogłam pobyć trochę z mamą sam na sam, nie tak jak kiedyś.
Tata prawie nie wychodził z domu, chyba że po piwo, lub na mecz do clubu.
Jego koledzy zazwyczaj przychodzili do nas na mecz, bo mamy duże mieszkanie.
W pewnej chwili, ktoś objął mnie od tyłu w pasie, i zaczął całować po szyi.
Domyślam się kto to może być.
Odwruciłam się do justina, i pocałowałam go w usta.
-twój tata przyszedł, Amy z Chadem też już są... Chyba czas im powiedzieć...-szepnął mi do ucha.
-boję się Justin... Ty nie wiesz do czego mój ojciec jest zdolny.
-twoja mama mówi że się zmienił... Że nie pije już tyle... I że jest już spokojniejszy...
-tacy ludzie się nie zmieniają...-powiedziałam, i omijając go poszłam do salonu.(...)
-dobrze, to... Mamy wam do powiedzenia dwie ważne rzeczy...-zaczęłam
tata spojrzał na mnie i prześledził od pasa w górę(resztę zakrywał stół, a ubraną miałam specjalnie szeroką tunikę, taką że prawie nie było widać mojego powiększonego brzucha)
-ja...
-pobieramy się-uratował mnie Justin.
-dzięki...-szepnęłam do niego, a rodzicom posłałam śliczny uśmiech.
-i niech zgadnę, jesteś w ciąży?-spytał tata z sarkazmem, co mi bardzo pomogło.
-ale tego dowiedziałam się już po zaręczynach...-powiedziałam, czerwieniąc się.
Wszyscy się na nas spojrzeli.
-ty żartujesz, prawda?-spytała mama.
-nie, nie żartuję.-powiedziałam.
Moja rodzicielka złapała się za głowę, a jej partner siedział jak posąg.
"on zaraz mnie uderzy..."-pomyślałam.
-może się położysz, Sally, co?-jus się o mnie martwi, musiałam naprawdę zblednąć.
Kiwnęłam tylko głową, i wstałam, trzymając się za brzuch.
-który to miesiąc?-tylko Amy udało wyrwać się z osłupienia.
-jeszcze nie wiem dokładnie, za tydzień mam usg, a lekarz ocenił po wielości brzucha, że to mniej, więcej szósty miesiąc...-powiedziałam.
Justin pomógł mi wejść po schodach do mojego starego pokoju.
Od razu zasnęłam.
***************
-justin, muszę do łazienki...-szepnęłam w ciemność do mojego narzeczonego, który leżał obok mnie.
-iść z tobą?-spytał zaspany.
-nie, znam ten dom od urodzenia, sama trafię.-powiedziałam, i wstałam z łóżka.
Wyszłam z pokoju.
Problem był w tym, że jedyna łazienka, mieściła się na dole, koło kuchni.
Weszłam z kilku schodków, by sprawdzić czy tata jest w sypialni, tak jak to zawsze robiłam.
Nie ma.
-on cię zgwałcił, prawda?-usłyszałam niski głos za sobą.
Odwruciłam się.
Ojciec wykorzystał chwilę nieuwagi, i złapał mnie za kołnierz bluzki.
-i nawet nie zaprzeczaj... Sama byś tego nie zrobiła, za dobrze cię znam córeczko...
-ale zrobiłam! Puść mnie!-odpowiedziałam przez zaciśnięte zęby.
-nie, puki nie powiesz prawdy!
-mówię prawdę!
Nie uwierzył.
-wolisz kłamać ojca?
-puść mnie!-krzyknęłam.
Usłyszałam że ktoś otwiera drzwi na górze.
-jak chcesz...-szepnął ojciec, i popchnął mnie tak, że poleciałam na szafkę.
Poczułam, że z mojej głowy ulatnia się ciepła lepka substancja.
Ta sama substancja ulatniała się również z mojej dolnej partii ciała.
Tyle że zmieszana z wodami płodowymi.
Zobaczyłam że nade mną pochyla się Justin.
-sally, powiedz coś, proszę!- mówił przez łzy.
-zrób coś... Proszę... Niech nic mu się nie stanie! Błagam!- wydusiłam, i zapadłam w sen, nie wiedząc kiedy się znowu obudzę...
***************
no, i zostało tylko parę rozdziałów do końca...
Ach, jak ten czas zleciał...
Dobra, dzięki że czytacie, pomysł był od samego początku, a teraz ujrzał światło dzienne.
No nareszcie!
Jeszcze raz dziękuję, piszcie komentarze!


rozdział 15

Siedziałam przed komputerem i przeglądałam blogi o Justinie.
Było tam ich mnóstwo z informacjami o justinku, ale również z opowiadaniami o nim.
Dwa najlepsze to:
our my secret i o natalie z tego bloga
Było też o susan i justinie, i kasi.
Ale one na końcu umierają.
Był także z bloblo.pl, i ten chyba podobał mi się najbardziej, było dużo pikantnych scen, a to mnie podnieca(wiem, żal)
Nie zorietowałam się kiedy za mną pojawił się Jus, i złapał w pasie.
-jak się czujesz?-spytał.
-jako tako.pobiłam rekord, przez ostatnie 3 godz. Nie żygam.-powiedziałam jednym tchem.
-to chyba dobrze, nie?-spytał całując moją szyję.
-yhm-mruknęłam.
-musimy jechać do twojej mamy?-spytał z nadzieją.
-w końcu, trzeba jej powiedzieć że wychodzę za mąż.-szepnęłam, i pocałowałam go w usta.-przecież jesteśmy zaręczeni od ośmiu miesięcy.
Nie miałam najmniejszej ochoty się operać, przed ściągnięciem ze mnie koszulki.
Po chwili przypomniałam sobie o czymś.
Odepchnęłam go od siebie, i ubrałam bluzkę, która wylądowała na monitorze.
Justin tylko usiadł na łóżku, i bawił się gumką receptórką.
-sally...-zawołał po chwili-wybierz trzy palce-powiedział, robiąc z gumki takie coś.
Wybrałam trzy, i wyszło to.
-chłopiec-rzekł justin i przyssał się do mnie, tak jak wtedy, na samym początku naszej znajomości, na oknie... Gdy spytał jak mam na imię... A ja powiedziałam: "Justin!"(heh)
oderwałam się od niego.
-pikle.-to jedno słowo wystarczyło żeby zrozumiał o co mi chodzi.(...)
siedziałam w samochodzie Justina, i strasznie się wierciłam.
W moim brzuchu znowu można było poczuć (a czasem nawet zobaczyć) pojedyncze kopnięcia.
-Nie wierć się tak, będzie dobrze-szepnął justin, i złożył na moich ustach pełen obietnicy pocałunek.
-chciała bym w to wierzyć.-odpowiedziałam, gdy justin wyjeżdżał z podjazdu.
***************
sory, że rozdział taki krótki, i że wogule tak szybko przelatuję z miesiąca na miesiąc, ale to naprawdę już prawie koniec...
:-(
nie chcę tego kończyć zbyt szybko, ale jakby co, to Jus już na 18 lat, a za miesiąc kończy osiemnastkę Sally, i wiecie... Życie wtedy zrobi się nudne, a jak mały się urodzi, to będzie już tylko taki ciąg: justin do pracy, mały do żłobka, sally do pracy, powrót do domu, spać.
I tak codziennie.
No niestety, ale tak jest...
Ale zapraszam na mojego drugiego błoga: http://j-d-b-my.blogspot.com/
dzięki:)
kicia


środa, 14 września 2011

Rozdział 14

Obudziło mnie lekkie delikatne pukanie w moim brzuchu.
-justin! Przestań!-powiedziałam, ale pukanie narastało, i stawało się coraz bardziej równomierne.
Otworzyłam oczy, i odkryłam, że to wcale nie Justin puka mnie po brzuchu.
On sobie smacznie spał, obok mnie.
Dotknęłam ręką podbrzusza.
Pukanie, robiło się coraz bardzej nieznośne.
Szturnełam Jusa, aby wstał.
Gdy udało mi się go obudzić, wzięłam jego rękę, i przyłożyłam do miejsca moich wcześniejszych fascynacji.
Gdy poczuł to co ja wcześniej, jego oczy przepełnił strach.
Także wzruszenie, ale przeważał chyba strach.
Nie mógł uwierzyć we własne podejrzenia.
Jego usta otworzyły się, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie wydobył żadnego dźwięku.
Uśmiechnął się do mnie tylko, i mocno przytulił.
I tak znowu usnęłam w jego ramionach.
*********
gdy wstałam, Justina już nie było.
Ostrożnie podniosłam się z łóżka, i dotknęłam ręką brzucha.
Ktoś, kto być może był we mnie, nie dawał znaku życia.
Chciałam, żeby to, co odkryłam poprzedniej nocy było tylko snem.
Ubrałam się, i zeszłam na śniadanie.
Próbowałam zachowywać się naturalnie, ale to wszystko mnie przerastało.
W pewnej chwili, z miski z płatkami wypadła mi łyżeczka.
Poczułam, że w oczach stanęły mi ciężkie łzy.
Zerwałam się z płaczem z krzesła, i pobiegłam do siebie.
Musiałam iść z tym do lekarza, wszystko mnie denerwowało.
Nawet obcasy które stukały, z każdym moim krokiem.
Po chwili rozległo się pukanie do drzwi, a do pokoju weszła Amy.
-co się dzieje?-spytała,siadając koło mnie na łóżku.
-nic, głowa mnie boli...-nie poraz pierwszy kłamałam własną siostrę.
Dziewczyna próbowała mnie, przytulić, ale wyrwałam jej się, pod wpływem silnego uderzenia, w miejscu wiadomym.
Znowu zaczęłam szlochać, skulona w rogu łóżka.
-czemu płaczesz?-spytała.
-bo... Bo...-zastanowiłam się, jakim kłamstwem znowu ją uraczyć-tęsknię za mamą...-wymyśliłam w końcu, i dałam się przytulić.
Miałam nadzieję, że siostra nie poczuje lekkich kopnięć w mojej macicy.
Chciałam teraz tylko jednego, przytulić się do Justina, i wypłakać się mu w koszulkę.
-chcesz jechać do mamy?
Spytała Amy.
Kiwnęłam głową na tak.
Pomyślałam że to chyba czas powiedzieć o zaręczynach.
-amy...-zaczęłam-jak zareagowałas, gdy chad ci się oświadczył?
-zgodziłam się.-odpowiedziała-a co to ma do rzeczy?
Wyciągnęłam prawą rękę, która dotychczas tkwiła w mojej kieszeni.
Gdy moja siostra ujrzała pierścionek, w jej oczach stanęły łzy.
-Sally, kochanie...od... Od Justina...
Znowu kiwnęłam głową.
-od kiedy?-ciągnęła
-od kilku miesięcy...-szepnęłam
ok, ale tego że "chyba" jestem w ciąży, nie musi jeszcze wiedzieć.
Odsunęłam się od niej.
Mimo to, że siedziałam plecami do okna, wiedziałam kto siedzi na gałęzi za nim.
-justin, wejdź.-powiedziałam, a moja siostra, odwróciła się do drzwi.
Gdy wróciła wzrokiem do mnie, Jus już koło mnie siedział.
Uśmiechnęła się i wyszła z pokoju.
-ile jej powiedziałaś?-spytał, był podenerwowany.
-tyle, ile musi wiedzieć...-powiedziałam, i znów wtuliłam się w jego tors.
**********************

trochę mało, wiem, ale postaram się od teraz pisać dłuższe, i bardziej sensowne, ale naprawdę, ludzie, nie mam weny, bo nie mam czytelników!
Czy mogę was prosić o zareklamowanie mojego bloga?
Na Twitterze, faceboku, czy na swoich stronkach, na czymkolwiek!
Proszę!
Z góry dzięki.

sobota, 10 września 2011

Rozdział 13

*******5 miesięcy później***********
Miałam tylko tyle energii, żeby dojść do łóżka.
nie wiedziałam co się ze mną dzieje.
Justin wciąż w trasie, a mi się nic nie chce.
już niedługo skończę osiemnaście lat, a Justin zabierze mnie do siebie.
Znaczy się... jeszcze nie ma własnego domu, ale w każdej chwili może go sobie kupić, czy wynająć.
Ktoś zapukał do drzwi.
-Proszę!-krzyknęłam, a do pokoju weszła Amy.
Moja siostra nie lubi zbytnio mojego chłopaka.
(nie wie że mi się oświadczył, nikt nie wie)
-Co się z tobą dzieje, Sally?-spytała
-Są korniszony?-spytałam, aby zmienić temat
-są, ale co...
-A lody?-znowu jej przerwałam.
-Tak, litrowe, ale...
-no to mi je przynieś.-powiedziałam.
-taa...-wstała, i zeszła po schodach.
znowu zostałam sama.
po chwili, zerwałam się gwałtownie z łóżka, i pobiegłam do toalety.
Zatrułam się czymś- to była moja pierwsza myśl.
Amy nie wiedziała, że źle się czuję.
wymyłam dokładnie zęby, i pobiegłam do pokoju.
na łóżku siedziała już Amy.
-to które?-spytała pokazując mi słoiczek z ogórkami, i kubek, z lodami czekoladowymi.
-I to, i to- powiedziałam, zabierając od niej obydwie żeczy.
postawiłam lody na biurku, i zabrałam się za ogórki.
Amy co chwila podgryzała mi ogórki.
wzięłam z szafki kubeczek z lodem, i zamoczyłam w nich ogórka.
-fuj!-Amy nie była zadowolona z tego co właśnie zrobiłam.
-Co? Mi smakuje.- powiedziałam ponownie maczając korniszona w czekoladowej już ciapce.
-HA, HA, HA! robisz to tylko dla tego, żebym ci nie podjadała, prawda?
-nie, naprawdę jest dobre.-powiedziałam, tym razem prawdę.
Amy tylko pokręciła głową, i wyszła.
Chyba zapomniała po co tu przyszła.
gdy tylko drzwi za nią się zamknęły w pokoju pojawił się Justin.
pochylił się nade mną, i pocałował.
Znów zrobiło mi się niedobrze.
ponownie żuciłam się biegiem do toalety.
Gdy wróciłam, miałam załzawione oczy.
położyłam się do łózka, i po chwili zasnęłam.
******************************
wiem, trochę krótko, i tak jakoś nijak, ale nie mam weny.
prosze, pomóżcie!
podawajcie w komentarzach, pomysły, może uda mi się je zrealizować.
proooooooooooooszę!!!!!!!!!!!!!

czwartek, 1 września 2011

UWAGA!

Jeśli pod rozdziałem poprzednim, nie uzbiera się przynajmniej pięć komentarzy, nie dodam następnego.
dodam, gdy zaczniecie pisać.