czwartek, 29 września 2011

rozdział 18

Justin już jedzie, a ja tym czasem stoję w piżamie, i próbuję założyć dziecku rajstopki.
Po kilku minutach męczarni, i strachu że coś mu zrobię, przyszła mi na pomoc kobieta, z którą leżałam w sali.
Pomogła mi.
Gdy ubierałam dżinsy, do pomieszczenia wszedł justin.
Wrzuciłam do torby moją koszule, a jus włożył jacoba do nosiedłka.
Chciałam go nieść, ale justin mnie uprzedził.
Miałam dosyć tego, że traktuje mnie tak, jakbym nie umiała niczego zrobić.
Gdy schodziłam ze schodów, potknęłam się, i gdyby nie mój ukochany, spadła bym z nich.
-dzięki.-szepnęłam
kiedy wchodziłam do samochodu, pomyślałam, że to już koniec.
Że teraz to już wszystko będzie dobrze, że się ułoży.
Ale nie mogłam przewidzieć tego, co przyniesie los.
Że to dopiero początek...
*********
totalny spontan.
Nie wiedziałam co pisać, ale jako tako to wyszło, poszłam za radą przyjaciółki.
Cytuję:
"jak chcesz coś napisać, to pisz o tym, o czym właśnie myślisz, a nie o tym co chcesz aby znalazło się w twojej głowie, nawet jeśli masz czasem nudne myśli, puźniej to wytniesz"
tak, i teraz będę opisywać swoje myśli, sally i justin będą żyli w szczęściu przez pierwsze dni, potem to już się sami dowiecie.
Ps... KOMENTUJCIE!!!

1 komentarz: