sobota, 17 września 2011

rozdział 16

Weszłam do mojej starej kuchni, tata jeszcze nie wrucił z pracy.
Byłam szczęśliwa, że mogłam pobyć trochę z mamą sam na sam, nie tak jak kiedyś.
Tata prawie nie wychodził z domu, chyba że po piwo, lub na mecz do clubu.
Jego koledzy zazwyczaj przychodzili do nas na mecz, bo mamy duże mieszkanie.
W pewnej chwili, ktoś objął mnie od tyłu w pasie, i zaczął całować po szyi.
Domyślam się kto to może być.
Odwruciłam się do justina, i pocałowałam go w usta.
-twój tata przyszedł, Amy z Chadem też już są... Chyba czas im powiedzieć...-szepnął mi do ucha.
-boję się Justin... Ty nie wiesz do czego mój ojciec jest zdolny.
-twoja mama mówi że się zmienił... Że nie pije już tyle... I że jest już spokojniejszy...
-tacy ludzie się nie zmieniają...-powiedziałam, i omijając go poszłam do salonu.(...)
-dobrze, to... Mamy wam do powiedzenia dwie ważne rzeczy...-zaczęłam
tata spojrzał na mnie i prześledził od pasa w górę(resztę zakrywał stół, a ubraną miałam specjalnie szeroką tunikę, taką że prawie nie było widać mojego powiększonego brzucha)
-ja...
-pobieramy się-uratował mnie Justin.
-dzięki...-szepnęłam do niego, a rodzicom posłałam śliczny uśmiech.
-i niech zgadnę, jesteś w ciąży?-spytał tata z sarkazmem, co mi bardzo pomogło.
-ale tego dowiedziałam się już po zaręczynach...-powiedziałam, czerwieniąc się.
Wszyscy się na nas spojrzeli.
-ty żartujesz, prawda?-spytała mama.
-nie, nie żartuję.-powiedziałam.
Moja rodzicielka złapała się za głowę, a jej partner siedział jak posąg.
"on zaraz mnie uderzy..."-pomyślałam.
-może się położysz, Sally, co?-jus się o mnie martwi, musiałam naprawdę zblednąć.
Kiwnęłam tylko głową, i wstałam, trzymając się za brzuch.
-który to miesiąc?-tylko Amy udało wyrwać się z osłupienia.
-jeszcze nie wiem dokładnie, za tydzień mam usg, a lekarz ocenił po wielości brzucha, że to mniej, więcej szósty miesiąc...-powiedziałam.
Justin pomógł mi wejść po schodach do mojego starego pokoju.
Od razu zasnęłam.
***************
-justin, muszę do łazienki...-szepnęłam w ciemność do mojego narzeczonego, który leżał obok mnie.
-iść z tobą?-spytał zaspany.
-nie, znam ten dom od urodzenia, sama trafię.-powiedziałam, i wstałam z łóżka.
Wyszłam z pokoju.
Problem był w tym, że jedyna łazienka, mieściła się na dole, koło kuchni.
Weszłam z kilku schodków, by sprawdzić czy tata jest w sypialni, tak jak to zawsze robiłam.
Nie ma.
-on cię zgwałcił, prawda?-usłyszałam niski głos za sobą.
Odwruciłam się.
Ojciec wykorzystał chwilę nieuwagi, i złapał mnie za kołnierz bluzki.
-i nawet nie zaprzeczaj... Sama byś tego nie zrobiła, za dobrze cię znam córeczko...
-ale zrobiłam! Puść mnie!-odpowiedziałam przez zaciśnięte zęby.
-nie, puki nie powiesz prawdy!
-mówię prawdę!
Nie uwierzył.
-wolisz kłamać ojca?
-puść mnie!-krzyknęłam.
Usłyszałam że ktoś otwiera drzwi na górze.
-jak chcesz...-szepnął ojciec, i popchnął mnie tak, że poleciałam na szafkę.
Poczułam, że z mojej głowy ulatnia się ciepła lepka substancja.
Ta sama substancja ulatniała się również z mojej dolnej partii ciała.
Tyle że zmieszana z wodami płodowymi.
Zobaczyłam że nade mną pochyla się Justin.
-sally, powiedz coś, proszę!- mówił przez łzy.
-zrób coś... Proszę... Niech nic mu się nie stanie! Błagam!- wydusiłam, i zapadłam w sen, nie wiedząc kiedy się znowu obudzę...
***************
no, i zostało tylko parę rozdziałów do końca...
Ach, jak ten czas zleciał...
Dobra, dzięki że czytacie, pomysł był od samego początku, a teraz ujrzał światło dzienne.
No nareszcie!
Jeszcze raz dziękuję, piszcie komentarze!


1 komentarz: