poniedziałek, 22 sierpnia 2011

rozdział 12

Spojrzałam jeszcze raz na okładkę, i jęknęłam.
-kto to jest?-spytała Amy.
-no...ja.miałam perułke.
-tak. Perułke. Dobra, ale co ty robiłaś?
Zanim zdążyłam odpowiedzieć, Justin złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą do mojego pokoju.
Byłam strasznie zdenerwowana.
Ubrałam to, i zrobiłam lekki, prawie niewidoczny makijaż.
Tak naprawdę, to nie lubię się malować.
Nigdy nie nakładam tapety na twarz, jak niektórzy.
-gotowa?-spytał mój chłopak (chciałam napisać narzeczony, ale to jakoś źle brzmi), gdy odłożyłam kosmetyczkę na miejsce.
-ta... Tak jakby.-odpowiedziałam.
Wziął mnie za rękę, i wyszliśmy na ruchliwą ulicę.
(...)
-czyli... Jeszcze nidy tego... Nie robiliście ze sobą?-spytała Oprah, po długej, żenującej rozmowie.
-no... Nie.-odpowiedział cały czerwony Jus.
-więc...-sięgnęła po mały pilocik leżący za nią-co oznacza to, zdjęcie?-spytała naciskając jeden z przycisków na pilocie.
Na monitorze, pojawiła się okładka people, ta, którą widziałam rano.
Justin kurczowo trzymał moją rękę, a w tej chwili, ścisnął ją jeszcze mocniej.
-czy to zdjęcie może zniknąć z monitora?-spytał Jus, a Oprah tylko na niego spojrzała, i uśmiechnęła się.
-ale to i tak nic nie zmieni, to zdjęcie jest na ponad milionie okładek people w całej Ameryce...
-to zdjęcie ma zniknąć z monitora!- nagle zza kulis wyszedł młody facet w czapce z daszkiem.
Scooter.
Scooter Brawn, menager Justina, on na pewno to załatwi.
podszedł do nas.
-Oprah, owszem, to są oni, ale mogę Ci potwierdzić, że nic WTEDY między nimi nie było, bo chwilę po zrobieniu tego zdjęcia, Justin do mnie dzwonił.
przy tym jak mówił "wtedy" , ze strasznie groźną miną spojrzał na mojego "nierzeczonego" (chyba mogę już tak pisać, nie?)
-zgadzam się!-wykrzyknął Jus, po czym pociągnął mnie w stronę kulis.
Zmieszana Oprah, zakończyła program.
-Jak mogłeś do tego dopuścić?- spytał Scooter, gdy byliśmy już na osobności.
-to moja wina...-wtrąciłam się- to ja... ja byłam taka głupia... ja
-przestań, Sally, dobrze, że za pierwszym razem zasłoniłaś rolety...ups.- no tak, ups.
Scooter wszystko słyszał.
-za pierwszym razem... czyli okłamałeś Oprę. No pięknie.
-o co kaman?- spytałam.
-Oprah... nie wiesz jaka ona jest. Czy tak, czy siak, i tak wyciągnie od kogoś prawdę.
-ale... o tym wiemy tylko my. Żadne z nas nie jest jeszcze takie głupie żeby się chwalić, a ty nie puścisz pary, nie Scooter?
-no jasne. możecie na mnie liczyć.-powiedział, po czym wykonali jakieś dziwne uściśnięcie ręki, że nic z niego nie zapamiętałam.
*********************************
przepraszam, że tak krótko, ale moich rodziców nie ma tylko na chwilę, i nie miałam czasu, żeby pisać.
dzięki za komcie, kocham was, wiecie?!
jeszcze raz thank you!
thank you thank you thank you thank you thank you !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
KOMENTUJ, PLISSSSSSSS!!!!!
(Ulubiony kolor Justinka)

sobota, 20 sierpnia 2011

100!!!!!!!!!!!!

na mojego bloga właśnie weszło równe 100 osób!
świętujemy!

Rozdział 11

Pierwszy raz wyszliśmy razem, tak oficjalnie- trzymając się za ręce.
Po tym, jak ostatnio paparazzi zrobił mam fotkę, z moją gołą dupą, postanowiliśmy wreszcie wyjść razem, i zmierzyć się ze światem.
Przez pierwsze tygodnie źle znosiłam krytykę.
Jus, pocieszał mnie jak mógł.
Od trzech tygodni, na wszystkich portalach trąbi o naszym tzw. Romansie.
Na twitterze, dostałam chyba ze 100 gróźb, na temat tego, że jestem z Justinem.
-wiesz, że nie pozwolę cię skrzywdzić, prawda?-szepnął gdy siedzieliśmy na ławce w parku.
Było już dobrze po północy, więc nikogo nie było.
-kocham cię...-szepnął mi na ucho, a ja mocniej się w niego wtuliłam.
-nie chcę cię stracić...-powiedziałam po cichu.
-czemu, nasz mnie stracić?-zdziwił się
-nie wiem, ale... Ale po prostu nie chcę. 
-wiem jak to jest.
-nie, nie wiesz. Ty byś mógł mieć każdą dziewczynę, jaką tylko chcesz, a ja...
-ty masz mnie, jesteś piękna, seksowna...-ciągnął- i masz ładny uśmiech-dodał, gdy zobaczył że się uśmiecham. 
I znowu się w niego wtuliłam.
**************
siedziałam na stole, i patrzyłam prosto w oczy mojemu ukochanemu.
-poczekaj chwilę.-powiedział, i wyszedł ze swojej kuchni.
Patty już wiedziała że że sobą chodzimy, (jak zresztą cały swiat) i nie musieliśmy przechodzić przez drzewo.
Tak na serio, to nigdy nie musieliśmy tego robić, (oprócz nocy, oczywiście) ale po prostu lubiliśmy takie wypady.
Po chwili wrucił Justin, był rozczochrany, widać że wyszedł z pod prysznica.
Został zaproszony do programu Oprah Show.
Zgodził się, pod warunkiem, że będę mogła mu towarzyszyć.
-a jakby inaczej?-odpowiedziała.
Za godzinę mieliśmy wyjeżdżać, a żadne z nas nie było jeszcze gotowe.
No... Justinowi zostało wyruszyć włosy, chociaż jak go znam, to i tak tego nie zrobi.
Poszliśmy do mnie.
Amy jak zwykle spojrzała na mojego chłopaka w wyrzutem, jakby mi coś zrobił.
-co się stało?-spytałam.
-to się stało-powiedziała podając mi numer peorple.
na widok okładki, obydwoje z Justinem rozdziawiliśmy usta.
Nie mogłam uwierzyć że to się dzieje.
Że to się dzieje JUŻ.


































***************************
przepraszam, że tak krótko, ale nie mam weny, a zrobienie "niby okładki" mi trochę zajeło, a że mi się nie chciało, zrobiłam ją byle jak.
Teraz, chyba po raz dziesiąty, oglądam Never say never, Justinka.
to jest świetny film, polecam.
za darmo z lektorem można go obejrzeć TU.
dzięki za czytanie, i za komcie oczywiście.
I love you!

czwartek, 18 sierpnia 2011

rozdział 10- ups.

Gdy się obudziłam, nadal leżałam obok Justina.
Nagle uświadomiłam sobie, że on już nie śpi, i świdruje mnie wzrokiem.
Szybko okryłam się kołdrą, bo przypomniałam sobie, że wciąż nie jestem ubrana.
Uśmiechnęłam się do niego, gdy przypomniałam sobie wczorajszą noc.
Ok.
Spoko.
Wyszłam z pod kołdry i zaczęłam się ubierać.
Justin ciągle na mnie patrzył, tym swoim porządliwym spojrzeniem.
-pujdę się tylko przebrać, ok?-podeszłam do łużka pocałowałam go lekko w usta.
Chciał przyciągnąć mnie bardziej, ale mu się nie dałam, i wyszłam przez gałąź do siebie.
Od razu przejżałam się w lustrze.
-O Boże!-wrzasnęłam, gdy zobaczyłam swoje odbicie.
Byłam cała rozczochrana, a włosy były posklejane od potu.
-Boże...-szepnęłam i się zaśmiałam.
Pobiegłam pędem do łazienki, a do pokoju wróciłam w samym ręczniku.
-Justin!-krzyknęłam, gdy zobaczyłam że leży u mnie na łużku.
-kiedy ty się nauczysz zamykać okno, co?-spytał
-sam go nie zamykasz!-usprawiedliłam się.
Wstał z łużka i przytulił mnie.
Sięgnął do drzwi za mną, i przekręcił w nich zamek.
-ej!-powiedziałam przez śmiech, gdy przycisnął mnie do nich mocniej.
-no, weź przestań!-powiedziałam to, ale tak na prawdę nie chciałam by przestał.
Zaczął całować mnie po szyi.
-daj mi się chociaż ubrać, co?-spytałam
-dla mnie możesz zostać w ręczniku-zaśmiał się, zaczynając całować mnie coraz niżej.
Nie miałam siły oprzeć się jego głosowi.
-przestań, no!-powiedziałam, ale on już zsunął ręcznik z moich piersi, i całował je.
Nagle wrucił do ust.
Złożył na nich delikatny pocałunek.
-mam iść, czy wolisz zostać sam na sam z moją paranoją.
-no, nie wiem, a z jaką paranoją?-spytałam.
-z tą, w którą wciągnęło mnie twoje seksowne ciało-wyszeptał cicho w moje piersi, które znowu całował.
-dobra, już dosyć!-powiedziałam stanowczo, gdy zaczął dobierać się do ręcznika, który zwisał mi teraz tylko na biodrach.
Odepchnęłam go lekko od siebie.
Myślałam że będzie stawiał opór, ale nic takiego nie zrobił.
-kocham cię...-szepnął mi do ucha, po czym namiętnie pocałował. Złapałam go za rękę.
-Jus...ale jakby co, to przychodź do mnie...Nie pozwolę ci więcej grzeszyć...-to ostatnie powiedziałam w uśmiechem. Ostatni raz go pocałowałam,
i wyszedł przez okno.(...)
ubrałam się i przeszłam przez drzewo.
Weszłam przez okno do pokoju Jusa.
Od razu się na mnie żucił i przybił sobą do ściany.
-wiesz, że dopiero przy tobie, zacząłem wierzyć w okres dojrzewania...-wyszeptał w moją szyję.
Zaśmiałam się.
Nagle zauważyłam że z szuflady coś wystaje.
Podeszłam i wzięłam to do ręki.
To była czarna perułka.
Założyłam ją. On, natomiast założył na głowę czapkę.
Tym razem to on się zaśmiał, i przytulił mnie mocno do siebie.
Zaczął ściągać mi spodnie.
Gdy w końcu ze mnie zeszły, popchnęłam go na łóżko.
Gdy on leżał,a ja na nim usiadłam i pocałowałam.
Po chwili on też usiadł i objął mnie w pasie.
Spojrzał w na mnie tymi oczami pełnymi pożądania.
Nagle, nie wiadomo skąd, rozległ się błysk, a ja na chwilę, dosłownie oślepłam.
Justin zsunął mnie szybko z siebie i skoczył do
Okna.
-BOŻE, Ubieraj się!-krzyknął
-co się stało?-spytałam ubierając spodnie.
-paparazzi...-szepnął mój ukochany.
-przepraszam, musisz wracać do siebie, zamknij okno, i zasłon rolety. Przyjdę do cb jak tylko zadzwonię do Skootera.
Podszedł do mnie i ostatni raz namiętnie mnie pocałował.
-kocham cię...-szepnął, i wypuścił przez okno.
************************************
podoba się?
super, nie mogłam się doczekać, aż dodam tan wpis.
kocham wszystkich co komentują ( i tylko ich!)

środa, 17 sierpnia 2011

rozdział 9: miłość to ciągłe niespodzianki, bule, i przyjemności.

Leżałam na przeciwko niego na jego łużku, w jego domu, w jego zamkniętym na patent pokoju.
On co chwila namiętnie mnie całował, a ja oczywiście to odwzajemniałam.
Nagle, on przerwał w pół pocałunku, (który według mnie powinien trwać wiecznie) i złapał się za głowę.
-idź...-szepnął.
-co?-zdziwiłam się jego reakcją.
-idź, proszę... Idź,nie przychodź tu już dzisiaj, proszę-to ostatnie brzmiało jak komenda.
Wstałam z łużka, i bez słowa wyszłam przez okno.
Księżyc świecił dość jasno, więc z przejściem przez drzewo do mojego pokoju nie było problemu.
Od razu położyłam się do łużka, i zaczęłam myśleć co stało się mojemu chłopakowi(uwielbiam go tak nazywać!)
po kilku minutach wyjrzałam przez okno.
To, co zobaczyłam na przeciwko, bardzo mnie zszokowało.
Justin leżał na łóżku, a jego dłoń była...w jego spodniach!
Boże!nie!
On...on się...on się mansturbuje!
Usiadłam na łóżku.
Musiałam to wszystko nieco ogarnąć.
Czyli...on nie chciał być nie miły.
Po prostu...nie chciał mi zrobić krzywdy.
Poszłam do łazienki.
Była dopiero dwudziesta druga, więc nie musiałam chodzić na paluszkach.
Zamknęłam drzwi, i stanęłam przed lustrem.
Po chwili się rozebrałam, i zaczęłam się sobie przyglądać.
Nie mogę powiedzieć o sobie że jestem idealna, ale nie powiem, figurę mam.
Miałam dość mały biust, ale nigdy się tym specjalnie nie przejmowałam.
Spojrzałam jeszcze raz na swoje odbicie, i pomyślałam, że już chyba czas się ogolić.
W końcu nie robiłam tego odkąd przyjechałam do stanford.
Więc wzięłam się w garść i wyjęłam z kosmetyczki maszynkę.(...)
ubrałam na siebie tylko bieliznę, (dość skromną) i kruciutką, czarną sukienkę bez ramiączek, zapinaną z tylu na zamek błyskawiczny (błyskawicznie się rozpina, heh.)
otworzyłam okno, i weszłam na gałąź.
Przeszłam cały konar, i dotarłam do okna Justina.
Było otwarte.
Mój ukochany leżał na łóżku tyłem do mnie i chyba...on płakał?
Weszłam przez okno i na paluszkach (dosłownie, nie miałam butów)
przeszłam przez pokuj, aż znalazłam się koło łużka.
Ostrożnie położyłam się obok niego, i dotknęłam wieszkiem dłoni jego policzka.
-wiesz że nie musisz tego robić?-spytałam szeptem.
-widziałaś...-to nie było pytanie.
To było stwierdzenie.
-może...i mówię ci, że nie musisz tego robić...
Odwrucił się domnie.
-idź się przebież, to pogadamy.
-nie.-odpowiedziałam stanowczo.
-proszę...nie chcę cię skrzywdzić, a tym wyglądem tak mnie kusisz...
-i dobrze.-powiedziałam.
Położył się na plecach, i przykrył głowę poduszką.
On cierpiał...
Musiałam coś zrobić...
On mnie pragnął...
On chciał...
Wiem co zrobić, ale się boję.
Cały czas, nieświadomie się do tego przygotowywałam.
Ok.
Wstałam, i usiadłam na nim, w zagłębieniu, pomiędzy udami, a brzuchem.
Wyciągnęłam mu z rąk poduszkę, i położyłam ją na jego klatce piersiowej, i oparłam się na niej.
Kierował mną teraz tylko instynkt.
-czy pan łaskawie, zacznie mnie rozbierać, czy mam to zrobić sama?-spytałam, patrząc na niego jak kocica.
Schyliłam się i go pocałowałam.
Po chwili moja sukienka znalazła się w koncie, Tak jak jego spodenki.
Nagle przypomniało mi się coś.
Zeszłam z Justina, i podeszłam do okna.
Zaciągnęłam rolety, a potem do drzwi, w których przekręciłam zamek.
Podchodząc do łóżka, rozpięłam stanik.
Nie zsunełam go jednak z piersi.
Z powrotem na nim usiadłam, stanik zsunął mi się z ramion, i mój biust zwisał bezpośrednio pod jego nosem (niezłe widoczki, co nie?heh).
I wtedy znowu mnie pocałował (...)

Leżałam nadal obok niego,ale tyłem, a nasze oddechy były nierówne.
Po moim policzku znowu spłynęła łza.
Justin gładził mnie po włosach.
-bolało, prawda?-spytał-kurwa, wiedziałem że coś zrobię źle, kurcze, a tobie coś się stanie! Cholera, jaki kurwa dupek ze mnie.-karcił sam siebie.
-ale mnie nic nie boli.-szepnęłam ocierająć mastępną upartą łzę.
-to dlaczego płaczesz?-spytał, uspokoił się już.
W odpowiedzi wzruszyłam ramionami.
Na serio nie wiedziałam dlaczego te uparciuchy lecą mi z oczu.
-przestań już, proszę...-położył dłoń na moim udzie, i zaczął całować mnie po szyi.
Odwruciłam się do niego i zaczęłam całować w usta.
Brakowało mi już powietrza, ale i tak się od niego nie odkleiłam.
Jedynym dźwiękiem, jaki mogłam z siebie wydobyć, było stęknięcie, co pogorszyło sytuację.
Nagle usłyszeliśmy kroki po schodach, i pukanie do drzwi.
-czego?!-wrzasnął justin.
-z kim ty tak gadasz?
-przez telefon, a co, nie mogę?
Klamka się poruszyła, ale drzwi ani trochę.
-od kiedy ty się na noc zamykasz, co?!-krzyknęła jego mama.
-od dzisiaj, dobranoc.
-dobranoc, synku, ale jakby co, to do mnie przyjć, dobrze?-powiedziała że smutkiem w głosie.
-dobrze, mamo...-odpowiedział ciszej.
Gdy kroki ucichły, on znowu się odezwał.
-jeszcze te głupie pół roku, i mnie tu nie będzie...-powiedział-a ty, jak tylko skończysz osiemnastkę, to pakujesz swoje manatki, i wprowadzasz się do mnie.jasne?
- jak słońce-odpowiedziałam.
-czyli jak ty, słońce-zaśmiał się.
I znowu mnie pocałował.


*****************************************************
I co?
Fajne?
miałam to napisane już bardzo dawno tylko nie wiedziałam kiedy będzie czas, aby to dodać.
myślałam że to sie dzieje zbyt szybko, ale teraz nie zwracam na to uwagi
I LOVE JUSTIN BIEBER!

rozdział 8:tęsknię!

Siedziałam na wysokich schodach, koło domu.
Było już ciemno, około dwudziestej czwartej.
Siedziałam tak, na tych schodach, i myślałam.
Wiedziałam, że Justin też teraz patrzy w gwiazdy.
Bliźniaki już dawno spały, zresztą wszyscy już spali.
Ja nie mogłam zasnąć.
Przyzwyczaiłam się, że obok mnie jest Jus.
Nagle coś zaciążyło na mojej prawej ręce.
Tak.
To pierścionek od Justina.
Trudno było go ukrywać, ponieważ nie chciałam go ani na chwilę ściągać.
Tylko, że jak moja mama, tata, lub wogule ktoś przebywał w mojej obecności, obrączka pulsowała, tak, jakby chciała przyciągnąć na siebie jak najwięcej uwagi.
Postanowiłam nie mówić nic rodzicom, puki nie skończę osiemnastu lat.
Mogli by wyciągnąć z tego fałszywe wnioski.
Nagle mój telefon zawibrował.
Justin.
Odebrałam go.
-Cześć, kotku, nie zbudziłem cię?
-nie, siedzę na podwórku.
-i co, pochwaliłaś się rodzicom?
-nie...jeszcze im nie powiedziałam. Bo... Chciałam, żebyśmy zrobili to razem.-wybrnełam.
-to świetnie. Ok, ja muszę kończyć, bo skooter mnie gna. Kocham cię, pa!
-pa.-szepnęłam.
Gdy się rozłączył wróciłam do rozmyślań.
Ale to nie mogło trwać wiecznie.
Ktoś koło mnie usiadł, i objął ramieniem.
To była mama.
-kochanie, czemu nie śpisz?-spytała.
-rozmawiałam przez fona.-powiedziałam chowając ręce do kieszeni.
-tak, widziałam. To był ten chłopiec... Justin, prawda?
Kiwnęłam głową na tak.
-Amy, mi mówiła... Co... Co was tak wogule łączy. Jesteście razem?
-tak... Tak jakby.
-nie może być "tak jakby". Albo tak albo nie.
-czyli można powiedzieć że tak.
Widać że mama była dumna, że tak szybko jej powiedziałam.
Ale akurat tego, nie muszę ukrywać.
-posłuchaj, skarbie. Nie chcę Ci mówić z kim, i gdzie masz się spotykać, ale czy chociażby pokazywanie się z nim publicznie, Ci nie zaszkodzi?Siedziałam ostatnio dużo na portalach plotkarskich i tam pisało że...
-że co?
-No... Chciałam się tyko dowiedzieć czy... Czy się zabezpieczaćie...
-MAMO!-wykrzyknęłam zażenowana-z Justinem łączy mnie dużo, ale nie aż tyle, ok?
-tak, rozumiem.
Znowu ją przytuliłam.
-czyli...że jesteś dziewicą?-spytała speszona.
-tak.-odpowiedziałam dzielnie.
Dobrze że było ciemno, i nie widziała że się czerwienię.
Ok.
Koniec udawania?
Nie.
Jeszcze się w nią podroczę!
******************************
sorry że tak krtótko, ale nie mam weny.
I chciałam was powiadomić że znalazłam nowe, świetne opowiadanie o Justinku.
Pod adresem: http://bieberstory.bloblo.pl
on dodał mi odwagi do napisania następnego rozdziału.
I jeszcze coś.
Następny rozdział, który dodam za moment, to ten który napisałam już dawno.
Dzieje się on 3.9.2011r.
Czyli już po wakacjach.
Trzymałam go na taką chwilę jak teraz-brak weny twurczej.
Dzięki za czytanie, ale wydaje mi się jakby tylko jedna osoba czytała tego błoga!
(dzięki  liszkiewicz)
proszę teraz wszystkich którzy czytali ten rozdział, nawet jak wam się nie podoba, żeby wstawili tu komentarz.
Może to być nawet jedno miałe słowo, ale znaczy wiele.
Proszę!

wtorek, 16 sierpnia 2011

rozdział 7- oficjalnie zaręczeni...

Usiadłam przed komputerem i z przyzwyczajenia weszłam na stronę Antysriber.com.
nie uśmiechało mi się to.
na stronie głównej było wielkie przekreślone zdjęcie Justina, oraz link do tego wiersza:
NIECHAJ DZWONIĄ DZWONY!
 bimber ZASTRZELONY! 
WALIĆ pokemony!
 bimber ZASTRZELONY!
 W GÓWNIE JEST ZŁOŻONY! 
bimber ZASTRZELONY! 
NIECHAJ RADOŚĆ ŻYJE!
 justyn W GLEBIE GNIJE! 
ANTYbimbry RZĄDZĄ! 
bimbry W PIEKLE BŁĄDZĄ!
 WALIĆ bimbra W DUPĘ! 
SPALIĆ MU CHAŁUPĘ! 
NABIĆ STRZELBĘ ŚRUTEM! 
pałę JEBNĄĆ BUTEM!
 WYSŁAĆ jej TROJANA! 
NAJLEPIEJ JUŻ Z RANA! 
NASŁAĆ AL-KAIDE!
 WALIĆ WSTRĘTNĄ gnidę!
 SŁUCHAĆ CO NORMALNE!
 BO jej K*RWA WALNĘ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
 Nie mogłam patrzeć na tę stronę.
kiedyś śmieszyła mnie, a teraz...
teraz ani trochę.
nie chciałam tego pokazywać Justinowi.
zasnął biedak na moim łóżku.
słodko wyglądał.
wyłączyłam komputer, i walnęłam się obok.
nie chciałam go budzić.
naprawdę był zmęczony.
pocałowałam go lekko w policzek, i zostawiłam kartkę żeby zamknął za sobą okno.
wyszłam z pokoju, i zamknęłam drzwi na patent.
klucz zazwyczaj trzymałam na rzemyku, ale dzisiaj włożyłam go do torebki, razem z fonem, słuchawkami i ipodem.

Nałożyłan na usta błyszczyk.
Ze schodów wprost zbiegłam.
-o której jedziemy?-spytałam Amy.
-za 3 godz.(...)
przy obiedzie panowało niezwykłe spięcie
nagle odezwała się Amy.
-Sally... Czemu ciągle siedzisz zamknięta w swoim pokoju?powinnaś znaleźć sobie jakichś przyjaciół, czy coś...
-nawet nie zaczynaj.wystarczy że za 2 tygodnie pujdę do szkoły, to kogoś znajdę...
-nie chcę żebyś spotykała się z Justinem.-no i wykrakała.
-co?
-on na na cb zły wpływ.ostatnio wgl nie wychodzisz w domu, a w nim chodzisz zadufana w sobie, jakbyś była niewiadomo kim. Albo znajdziesz sobie przyjaciół, albo zero kontaktów z tym chłopcem.
-przestań! Wystarczą mi Susan i Natalie! I Kim, Kasia...
-to twoje przyjaciółki z Polski-przerwała mi.
-Ale ciągle nimi są!-wykrzyknęłam, i wbiegłam schodami do siebie.
Na łóżku leżał Justin, widać że dopiero wyszedł w pod prysznica.
Włosy miał rozwichżone, (nie wiem czy specjalnie, czy od przechodzenia po drzewie) a ubrany był bardzo elegancko.
jego lewa dłoń tworzyła wybrzuszenie.
Coś od nią chował.
-Mamy lekkie zaległości Sally...- szepnął, a ja usiadłam obok niego.
Podniósł to co trzymał pod ręką, tak, że nie zdążyłam zerknąć co to jest.
podszedł do drzwi i zamknął je na klucz.
podszedł do mnie wolnym krokiem, i przystanął przed łóżkiem.
-Chciałem zrobić to tak jak należy...-mówiąc to klęknął przede mną na jedno kolano.
Już wiedziałam co chce zrobić.
wyciągnął zza siebie granatowe pudełko.
-Sally, Natalie, Allan...-otworzył pudełko- CZY WYJDZIESZ ZA MNIE?
-T...tak...-wyjąkałam
włożył mi na środkowy palec piękny pierścionek.
odrazu się na niego żuciłam.
Uśmiechał się od ucha do ucha.
nie chciałam kończyć tej chwili.
NEVER!
NEVER-EVER!
*************************************
podoba się?
wiem że trochę za krótki, i za dużo linków, ale dzisiaj to już drugi, więc tak jakby się wyrównuje, nie?
nie mogę się doczekać aż zobaczycie kilka rozdziałów później.
będzie z jej ojcem.
będzie się strasznie zachowywał.
ale nie będę wydawać, to i tak będzie za kilka miesięcy( oczywiście tylko w opowiadaniu, u nas będzie gdzieś za miesiąc, ale nie obiecuję.)
piszcie czy się podoba.
dzięx.




rozdział 6- O... TAK!

Nie mogę się rozbudzić.
Nagle poczułam że ktoś czule głaska mnie po włosach.
Postanowiłam nie okazywać tego, że nie śpię.
Justin, (miałam gorącą nadzieję że to on) zaczął całować mnie po szyi.
Tak było mi dobrze.
Nie chciałam wogule wstawać.
-wiem że nie śpisz...-szepnął mi do ucha.
Kurdę!
Odwruciłam się tylko.
-kocham cię...-powiedziałam cicho, ale stanowczo.
-wiesz że ja cb też?-spytał.
Zaśmiałam się, a on przytknął swoje wargi do moich.
Nie zdążyłam się tym dobrze nacieszyć, a on odsunął się.
-co za dużo, to nie zdrowo!-przypomniał mi słynne powiedzenie.
-i tak już jestem chora!-szepnęłam, i przywarłam do niego, jakbyśmy byli jednym.
Uwielbiałam te chwile, gdy on mnie całował tak, jakby nie było reszty świata.
Chociaż nigdy tego nie okazywałam.
A teraz?
Teraz, pragnęłan tylko, by on był przy mnie.
-Sally...-odezwał się po chwili
-hymm?
-ja...wiesz że mam jutro koncert?
-a masz?no to chyba dobrze, nie?
-właściwie to...to nie.nie dla mnie.
-czemu niby?
-bo jadę aż do Azii. I wrucę dopiero po jutrze.
-co?
-Sally, kochanie, prubowałem gadać w Amy, żebyś mogła ze mną jechać ale...
-ale?
-ale wy jutro też gdzieś macie jechać...gdzieś...do jakichś "Trop" czy gdzieś...
-do Polski...-ucieszyłam się-który jutro?
-piętnasty, a co?
-jutro moi kuzyni mają roczek.
-a-tylko tyle powiedział
-będę tęsknić.-powiedziałam cicho.
-ja bez cb godziny wytrzymać nie mogę, a co dopiero dwa dni!
Zaśmiałam się, a on mocno mnie przytulił.
-Sally...kocham cię. Kocham cię nad życie i... I wieżę, że gdy skończysz 18 lat... Wyjdziesz za mnie.
Nie wiedziałam co mam powiedzieć.
-ty...mówisz poważnie?-spytałam podejrzliwie.
-a czy w moim głosie słyszysz żart?
-nie,ale...czy ty zdajesz sobie sprawę, że właśnie poprosiłeś mnie o rękę?
-Sally...w mojej rodzinie, małżeństwo, to znak miłości. Takiej, której nie da się już rozdzielić.
-a w mojej rodzinie, małżeństwo w tym wieku, to odpowiednik słów: ups, wpadłam, co to jest antykoncepcja?-powiedziałam z sarkazmem.
-czyli że nie.
-nie...po prostu muszę się zastanowić.
-ok. Poczekam. Ale jeśli się nie zgodzisz to i tak wrucę tu z pierścionkiem zaręczynowym.
-czyli...jeśli się zgodzę, to włożysz mi na palec piękny pierścionek zaręczynowy, a jeśli powiem nie...
-to i tak to zrobię-przerwał mi-tak, coś w tym stylu.
Zaśmiałam się.
-czyli się zgadzasz?-spytał w nadzieją.
W odpowiedzi przywarłam do niego jak opętana, i zarzęłam go całować.
Po paru minutach Justin przeturlał nas tak, że teraz on znajdował się nade mną.
Gdy się ode mnie oderwał, jego oczy błyszczały.
Oblizałam usta.
Ciągle czułam na nich smak jego śliny.
-czyli...
-TAK!-uprzedziłam go.
Znowu mnie pocałował, ale tym razem lekko i spokojnie.
Boże!
Mam siedemnaście lat, i jestem zaręczona!
OMG!
****************************
ups, trochę za szybko, co nie?
ale nie chciało mi się nic przedtem dodawać, a i tak teraz sprawy będą się miały bardzo szybko.
ale powiem wam, tak tylko żeby zaostrzyć ciekawość, że cały blog zakończy wielkie wesele.
i mam pytanie DO WAS!
uwaga!
jeśli Sally, będzie mieć kiedyś z Justinem dziecko, to ma być chłopiec czy dziewczynka?
jak myślicie?
to wasz wybór!

sobota, 13 sierpnia 2011

rozdział 5:jestem chora...

weszłam do łazienki, i wzięłam prysznic.
nie najlepiej się czułam.
pewnie zmiana klimatu, czy coś w tym stylu...
 zeszłam na śniadanie, chociaż wcale mi się nie chciało.
-Sally! co Ci jest?!- wrzasnęła moja siostra, przytykając dłoń do mego czoła.-Boże! dziewczyno, ty masz gorączkę!
-nic i nie jest, tylko źle się czuję...-próbowałam ją uspokoić.
-Chad, bież kluczyki jedziemy do lekarza!-krzyknęła- Chad!!!
-No idę!-odkrzyknął z pokoju obok.
-Idź po książeczkę, Sally.- Amy zwróciła się do mnie.
-ok-odpowiedziałam, i poszłam po schodach na górę.
-Do cholery jasnej, co ty tu robisz?!-powiedziałam, gdy zobaczyłam, że na moim łóżku ktoś leży, a tym kimś oczywiście był Justin.
-co Ci jest?-spytał, gdy przeszukiwałam torbę, w poszukiwaniu książeczki.
-nic, tylko źle się czuję.-odpowiedziałam.
podeszłam do niego, i pocałowałam go lekko.
-a teraz idź do domu, bo zamykam okno.-powiedziałam uwodzicielsko.
-okej, ale mam pytanie.
-jakie?
-mam oczekiwać na ciebie tu, czy w kostnicy?-zaśmiał się, a ja walnęłam go z całej siły poduszką.
wyskoczył zwinnie przez framugę okna, a jak znalazł się za swoją szybą, puścił mi jeszcze całusa.
wytknęłam mu tylko język, i zamknęłam okno.
(...)
co tam się działo?- spytała Amy gdy zeszłam na dół.
-nic, tylko musiałam przekopać całą torbę.
-aha...-spojrzała na mnie jakby nie wierzyła, że jestem chrześcijanką.
-no tak...to jedziemy?-spytałam.
-ok.
(...)
weszłam do swojego pokoju, i położyłam leki na biurku, oraz zrobiłam niezbędną mi do życia żecz- otworzyłam okno.
nagle usłyszałam dzwonek do drzwi na dole, a potem wchodzenie po schodach, i pukanie do mojego pokoju.
otworzyłam drzwi, a w progu stał... nie kto inny jak Justin.
-co ty tu robisz?-spytałam
-przyszedłem odwiedzić chorą, a co, nie mogę?-podszedł do łózka, i walnął się na nie jakby nigdy nic.
zamknęłam drzwi, i usiadłam obok niego.
usiadł powoli i przytknął swoje czoło do mojego.
objęłam jego szyję i musnęłam jego wargi swoimi.
-i co ci jest?-spytał po chwili.
-nie wiem, jakaś wirusówka.
-nie zarażę się?
-nie, ta akurat choroba nie jest zaraźliwa., ale kurde, muszę brać antybiotyki.właściwie, to muszę je wziąć teraz.-powiedziałam wstając z łóżka, ale Justin mnie wyprzedził i sięgnął po pudełko z syropem.
wyciągnął z niego strzykawkę, i nabrał odpowiednią dawkę.
dał mi strzykawkę.
wycisnęłam z niej kropelkę na palec i wzięłam do ust.
-blee, gorzkie.-położyłam ją z powrotem na szafkę, 
-musisz!-powiedział stanowczo Jus i wziął ją do ręki.
-nie, Justin jak nie chcę to nie muszę-powiedziałam.
on zaczął się do mnie zbliżać z cwaniackim uśmieszkiem.
-ej, no przestań!-wrzasnęłam, gdy on popchnął mnie na łóżko, i próbował wcisnąć mi lekarstwo do ust.
-no weź, nie bądź taka.
-będę taka! przestań, to jest gorzkie!fuj!
-a co myślałaś  że słodkie?!-krzyknął siadając na mnie
-nie wpychaj mi tego do ust, debilu!-uderzyłam go w ramię
-no, weź! nie bij mnie!
-przestań! oblałeś mi tym gównem nową bluzkę!
nagle drzwi sie otworzyły (cholera, nie zamknęłam na patent!)
i w progu stanęła przestraszona Amy.
Justin i ja gwałtownie odwruciliśmy się w jej stronę, a on strzelił strzykawką prawie pod sufit.
popatrzyła na mnie takim wzrokiem.
Amy pokręciła tylko głową, i wyszła, a my zaczęliśmy się śmiać.
nigdy nie zapomnę jej miny!
************************
i jak?
zgadujcie co ona sobie pomyślała?!
heh!
dawajcie komcie, plis!

rozdział 4: na serio ja go kocham!

Gdy się obudziłam następnego dnia, byłam w strasznie złym humorze.
Nie chciało mi się wstawać, ale nagle poczułam, że ktoś głaska mnie po włosach.
-Justin...-szepnęłam, a po policzku spłynęła mi łza, ponieważ właśnie przypomniał mi się mój sen.
Nie chciałam o nim myśleć.
Odwruciłam się, i gwałtownie, zupełnie instynktownie, wpiłam się w jego wargi.
Odsunął mnie lekko od siebie.
-od kiedy to jesteś na tak, z całowaniem sąsiada?
-od kiedy to jesteś na tak, z włamywaniem się do cudzego mieszkania, i to w nocy?
-od kiedy to jesteś na tak z zostawianiem otwartych okien na noc?
nie mogłam znaleźć żadnej riposty, więc znowu, zachłannie go pocałowałam.
właśnie tego mi teraz brakowało najbardziej.
osoby która jest dla mnie równie ważna, jak ja dla niej.
ale czy tą osobą na pewno był Jus?
Teraz wiedziałam już że tak.
Że na pewno.
gdy wreszcie, po baaaaardzooooo długiej chwili, oderwaliśmy się od siebie, i zobaczyłam, że jego oczy znowu błyszczą.
-Kocham Cię...-szepnął.
-Nie wiem co mam Ci teraz odpowiedzieć, wiesz?Nawet nie wiem co do Cb czuję, i to jest straszne...
-Zastanów się... co czujesz gdy jestem przy tobie?-odezwał się.
-no... że chcę tu być... że to jest moje miejsce...
-a gdy cię całuję...
-chcę by to trwało wiecznie...-wyszeptałam, i znów lekko przytknęłam wargi do jego ust.
-to jest właśnie miłość, Sally. Sam nigdy czegoś takiego nie czułem... Nawet jak byłem z Jasmin.
-A kto to jest?-spytałam, ale po chwili tego pożałowałam, ponieważ to światełko w jego oczach znowu znikło, a on odwrócił wzrok.
-spojrzyj na mnie...-powiedziałam.
odwrócił się, po czym lekko uśmiechnął.
pocałowałam go, a magiczny błysk znowu wrócił.
cieszyłam się z tego.
-kocham Cie...-wyszeptałam, i po chwili znowu namiętnie mnie całował...
**************************************
I co?
fajne?
komentować proszę!
dzięki!

rozdział 3- czy ja go kocham?

Siedzę przy oknie i nie mogę przestać o nim myśleć.
O NIM- czyli o Justinie.
Tak, Justinie.
Nie mogę!
To mnie już przezwycięża!
Po prostu nie mogę bez niego wytrzymać!
jak z mega antyfanki, tak nagle zrobiła się ze mnie jedna z tych rozkochanych, durnych Bieberek?!
-Ello, dziunia!- usłyszałam znajomy mi głos.
Jus?
skąd on tutaj by się wziął?
-No tu jestem!- nagle się ocknęłam.
prze de mną na parapecie klękał Justin, z tym swoim zawadiackim uśmiechem.
-Czy mogę cię zapytać jak się nazywasz?-spytał siadając  na parapecie.
-Justin?!-krzyknęłam
-Nie, Justin to ja złotko -powiedział i musnął palcem wskazującym mój nos- a ja się pytam o twoje imię -zaśmiał się.
-Jestem Sally.-odpowiedziałam
on znowu się do nie przyssał, a ja nie wiedziałam co mam zrobić.
Odepchnęłam go więc.
-co...cco ty robisz?-spytałam łapiąc oddech.
jego także był nierówny.
-śliczna jesteś...-powiedział.
-i dla tego musisz zaraz mnie obśliniać... to znaczy... nie że źle całujesz, czy co... tylko że... no że nawet cię nie znam.- skończyłam, zanim palnęłam coś głupiego.
Jus się zaśmiał.
-Słuchaj, wiem że to trochę za szybko idzie, ale...-zaciął się-ale, ty... ty jesteś moją fanką, nie?
- właściwie to... nie.-powiedziałam wreszcie- jestem jedną z anty. i gdybym chciała, wypchnęłabym cię przez to okno.-powiedziałam cwaniacko.- ale nie chcę.-dodałam po chwili. nie chciałam tego mówić, ale samo wyszło.
-chcesz żebym został?słyszałem że moje anty mnie nienawidzą.
-ale ja nie jestem twoja anty...
-przed chwilą mówiłaś że jesteś, a teraz że nie, nie rozumiem cię już. To jesteś moją anty, czy nie?-siedząc na parapecie założył nogę na nogę.
-już sama nie wiem co...co do cb czuję... Wiem że kiedyś byłam bardzo zawziętą antyfanką...-zaśmiałam się
-czyli...zmieniłaś się.
-no chyba...-nagle rozdzwonił się mój telefon, więc go odebrałam.
To była Penny, moja koleżanka, ona się buja w Justinie.
-nawijaj-powiedziałam po polsku, a justin zrobił wielkie oczy.
-cześć Sally, słuchaj, Evi rzuciła Marka!
-to ona z nim chodziła?!-byłam zła na moją przyjaciółkę że mi nie powiedziała.
Justin usiadł na łóżku i objął mnie ramieniem.
Nie odtrąciłam go.
-moja fanka?-spytał w swoim ojczystym języku. Pomachałam głową na tak.
-daj mi ją.-już wiedziałam co kabinuje.
-Penny, mam dla cb niespodziankę.-zanim zdążyła coś powiedzieć podałam mu telefon.
-to Penny.-szepnęłam Justinowi do ucha.
-cześć Penny-mówił po angielsku-to dla cb.-spojrzał mi prosto w oczy i zaczął śpiewać jakąś wolną piosenkę:>
z refrenu wynikało że nazywała się common denominator.
W pewnym momencie przez uszy przebiły mi się słowa: Magic life...
Magiczne życie...
Takie miało być moje życie, jeśli będę z Justinem.
Ale nie mogłam przeciesz ot-tak se zacząć z nim chodzić.
To trochę za wcześnie.
A jak znajdzie sobie...inną?
Przecież dopiero zerwał z seleną.
Justin podał mi telefon.
-i jak?-spytałam przyjaciółkę.
-skąd ty go wytrzasnęłaś Sally?!gdzie ty jesteś?jak ty go poznałaś?
-jestem w domu, a co do pytania skąd go wytrzasnęłam, to wskoczył przez okno, a do ostatniego, to odp. Brzmi: w parku.coś jeszcze?-nie zdążyła odpowiewieć, a Justin przyssał się do mnie, nie mogłam złapać powietrza, a ostatnie co pewnie usłyszała penny w słuchawce to moje stęknięcie i chichot justina, a wtedy się rozłączyłam.
Przestań, justin!-odepchnęłam go od siebie.
-przepraszam... boże,nie!-powiedział to, a po chwili wyskoczył przez okno na konar, który przylegał do ściany budynku.
-justin, poczekaj!-wrzasnęłam, ale on był już u siebie, i zasłonił rolety.
Co mu się stało, normalnie jakbym to ja go,nie wiem...poparzyła?
Jak głupia dotknęłam tylko swoich ust i walnełam na łużko z głośnym:
-UGRH!
*******************************
ten rozdział napisałam wczoraj w nocy, w notatniku na fonie.
normalnie, tak sam przyszedł, a ja go tylko przełożyłam na tekst.
ok.
mam jeszcze jeden rozdział, ale on się dzieje we wrześniu, więc będę musiała dodać przedtem jeszcze parę rozdziałów.
dzięki że czytacie, a ten rozdział jest zadedykowany osobie o nazwie: liszkiewicz
za to, że jako pierwsza dodała komcia na tego bloga.

piątek, 12 sierpnia 2011

Rozdział 2: prawda o Justinie

(...)
Te parę metrów, od drzwi budynku do samolotu przebiegłam.
Nie mogłam się doczekać aż zobaczę siostrę.
Mama wciąż stała w oknie i machała mi.
Weszłam do samolotu.
podałam stewardessie bilet, i weszłam do środka, po tym, jak oddała mi go z powrotem.
Rozmyślałam jak to będzie w Kanadzie, i że będę musiała mówić po angielsku.
Z tym akurat nie było problemu, ponieważ moi dziadkowie pochodzą z Anglii, i mama mnie uczyła.
(...)
Obudziłam się dopiero jak wylądowaliśmy.
Wychodziłam jako ostatnia, a na lotnisku, już stała Amy z Chadem.
Odrazu do nich podbiegłam i przytuliłam siostrę.
-Zdajesz sobie sprawę że ojciec już nigdy cię nie uderzy?- spytała Amy.
-I dlatego tu przyleciałam.-odpowiedziałam
-żeby uciec przed ojcem, skądś to znam- powiedział Chad patrząc na Amy.
-Cześć Chad- do niego też się przytuliłam.Był ode mnie starszy o dobre pięć lat, ale mi się podobał.
Na początku nawet go podrywałam, ale później zaczął chodzić z moją siostrą, i tak jakoś nie fajnie by to wyglądało, gdybym nadal się do niego łasiła.
Ale przystojny jest, nie powiem.
Pojechaliśmy do domu Amy i Chada.
był wielki!
, a obok niego stał jeszcze większy, i wyglądał tak.
pomiędzy domami, naszym, a tym obok, było wielkie drzewo, dąb, czy jak mu tam, nigdy drzewami się nie interesowałam.
Odrazu wbiegłam do środka za Amy i Chadem.
-Choć, pokarzę Ci twój pokój.- zaproponowała mi siostra.
-wow...-tylko tyle udało mi się z siebie wydusić.
mój pokój wyglądał, jakby ktoś wyciągnął projekt z mojej gry Simsów.
-Borze, Amy, skąd wiedziałaś?
-Po prostu... O twojej przeprowadzce gadałyśmy z mamą już w tamtym roku, jak tu się wprowadziłam... a przecież wiem jaki jest twój pokój marzeń. -powiedziała.
przytuliłam ją bardzo mocno.
-Nie jesteś już za duża?- spytała.
-Dziękuję...- szepnęłam, i weszłam do mojego simsowego pokoju.
(szkoda tylko że widok z okna w połowie zasłania gałąź, a drugą część okna zasłania dom koło nas.
Ten wielki.
Amy wyszła i zamknęła za sobą drzwi.
Walnęłam się na łóżko.
Było duże i wygodne.
Po prostu idealne...(...)
Siedzę w parku na ławce, i piszę w pamiętniku.
Nagle zza mojej ławki wyłonił się chłopak w kapturze,  stanął w rozkroku i uśmiechnął się do mnie.
-Cześć- powiedział po angielsku. skąd ja znam ten cholerny głos?!
-czy my się znamy?-spytałam, z równie wyćwiczonym akcentem.
-ja Cię nie, ale ty mnie pewnie znasz...- powiedział.
Wstałam, i jednym ruchem ściągnęłam mu kaptur z głowy i... 
- OH - MY - GOD! - Wrzasnęłam, gdy ujrzałam twarz owego chłopaka.
Miał ciemno błąd włosy, i czekoladowe oczy, a uśmiechał się...Nie!
Nie powiem tego o JUSTINIE BIEBERZE!
bo nim był włoaśnie ten chłopak.
przyglądał mi się ze zdziwieniem.
- I co, myślisz, że teraz rzucę się na kolana i będę prosić cię o autograf?
-Nie, myślę że zrobisz się czerwona jak burak, wrzaśniesz na całe gardło "Ratunku, gwałciciel" i uciekniesz z płaczem do domu.
Właściwe to chyba na serio spaliłam buraka, ale zanim zauważył, popchnęłam go.
On się tylko uśmiechnął, i też mnie popchnął, ale delikatnie, że tylko cofnęłam się o krok, a ja znowu spaliłam buraka i go popchnęłam.
Tym razem nawet nie drgnął, tylko zaczął zmierzać w moją stronę.
Cofnęłam się o parę kroków, ale drogę zagrodziło mi drzewo.
"Przeklęta natura"-pomyślałam.
Chłopak pochylił się nade mną, chciałam mu się wyrwać, ale mi nie dał, pochylił się jeszcze bardziej, tak, że nasze nosy się stykały.
Położył dłoń na moim policzku,  a mną pokierował jakiś impuls.
Wyciągnęłam szyję, a nasze wargi się spotkały.
Całował świetnie.
Nagle, ni stąd, ni zowąd, usłyszałam chrząknięcie.
Oderwałam się od Biebera, i strzeliłam mu z liścia prosto w twarz.
Zobaczyłam że osobą trzecią,  czyli tą, która chrząknęła, była moja ukochana siostra, Amy.
Znowu zrobiłam się czerwona, i poszłam za siostrą do domu.
jednak po paru krokach odwróciłam się jeszcze.
Justina już nie było.
Czy ja właśnie nazwałam go po imieniu?!
Czy ja przypadkiem ...
nie.
tego nie powiem.
a jeśli to prawda?
**************************************
Myślę że rozdział się podoba.
A dom na zdjęciu, na serio należy do właściciela, który go tu zamieszkuje.
A z tym drzewem to nie wiem czy na serio tam stoi... a może...
pliss o komcie

czwartek, 11 sierpnia 2011

Rozdział 1: Przeprowadzka

SALLY4010:
Mam dobrą wiadomość.
AMY4426:
o co ci chodzi Sally?
SALLY4010:
mama. pyta się, czy mogę się do was wprowadzić.
AMY4426:
no jasne, siostrzyczko, kiedy?
SALLY4010:
jak najszybciej.
SALLY4010:
mama ma dość tego, jak tata mnie traktuje.
AMY4426:
okej, wszystko załatwię, czekaj na telefon.

Na tym skończyłam rozmowę na czacie z moją siostrą.
weszłam na anty-bieberową stronę, i zaczęłam pisać co nowego wymyśliłam o nim.
ANTYSRUSTINKA: napisała:

Kiedy Bieber był mały,
to wyjął z gówna sandały.
Chodził w nich przez lata,
śmiał się z niego nawet tata.
Bił go pasem w dupe,
aż Justin zrobił kupe.
Pewnego dnia Justin zeżarł gramofon,
a prosto z dupy wyszedł mu mikrofon.
Sobie zaczął śpiewać,
przechodził tam koleś,
myślał że to baba,
więc wsadził mu przez okno kebaba.
Zaproponował mu karierę,
aż JB został totalnym frajerem.
Pewnie jestem wieśniak,
lecz kiedyś zapamiętacie,
że Justin Bieber,
sra jeszcze w gacie.

AGATA: napisała:

To przysłowie nie jest głupie bieber grzepie palcem w dupie.
Bieber lubi wpieprzać wiśnie bo go potem [CENZURA] ciśnie.
Bieber lubi dawać dupy gdy zasuwa na zakupy.
Czy to piątek czy niedziela justin [CENZURA] se wpierdziela.

J nie byłam taka pomysłowa, więc napisałam tylko:
Czy to piątek czy sobota, Justin bieber to idiota!
Wyłączyłam kompa.
nie wiedziałam co mam robić.
Nagle zadzwonił mój telefon.
skoczyłam po niego i odebrałam.
-Pakuj się, masz wylot jutro rano.-odezwała się Amy w słuchawce.
-SUPER!-Wrzasnęłam chyba na całe mieszkanie, bo po tym, moja mama weszła do pokoju.
Wyglądała całkiem młodo jak na czterdzieści trzy lata.
nie dawno miała urodziny.
ja za dziewięć miesięcy, w kwietniu kończę 18 lat.
-Co się stało?- spytała mama.
-Jutro mam wylot. Dogadałam się z Amy, tak jak kazałaś.
-A szkoła?
-będę chodzić do liceum w kanadzie.Amy już coś dla mnie. Podobno to najlepsza placówka w całym
Stratford.
-Okej, córciu, to... pakuj się... jutro twój wielki dzień...- zawahała się
-dobrze, mamo. nie mogę się doczekać...


wtorek, 9 sierpnia 2011

BOCHATEROWIE:



















Sally Allan- niska siedemnastolatka, .
Na początku nienawidzi Justina, ale po pewnym czasie, zakochuje się w nim.















Amy Allan- starsza siostra Sally.
Ma 19 lat, mieszka z chłopakiem w Kanadzie.
















Kate Alan- Mama Amy i Sally.
Jest bita przez męża.












Dan Allan- Ojciec Amy i Sally.
Bije swoją żonę i ma zły wpływ na dzieci.

















Chad Nemson- Chłopak Amy.


I OCZYWIŚCIE BEZ NIEGO SIĘ NIE OBEJDZIE:






JUSTIN BIEBER!







17-letni piosenkarz, ma na koncie mnóstwo hitów, ale także i  kitów.
Kocha Sally.

To na razie wszyscy bohaterowie.
mam nadzieję ze wam się podoba fabuła.
pierwszy rozdział już niedługo.
piszcie komentarze, muszę przecież wiedzieć czy wam się podoba.
plisssssssss!