wtorek, 16 sierpnia 2011

rozdział 6- O... TAK!

Nie mogę się rozbudzić.
Nagle poczułam że ktoś czule głaska mnie po włosach.
Postanowiłam nie okazywać tego, że nie śpię.
Justin, (miałam gorącą nadzieję że to on) zaczął całować mnie po szyi.
Tak było mi dobrze.
Nie chciałam wogule wstawać.
-wiem że nie śpisz...-szepnął mi do ucha.
Kurdę!
Odwruciłam się tylko.
-kocham cię...-powiedziałam cicho, ale stanowczo.
-wiesz że ja cb też?-spytał.
Zaśmiałam się, a on przytknął swoje wargi do moich.
Nie zdążyłam się tym dobrze nacieszyć, a on odsunął się.
-co za dużo, to nie zdrowo!-przypomniał mi słynne powiedzenie.
-i tak już jestem chora!-szepnęłam, i przywarłam do niego, jakbyśmy byli jednym.
Uwielbiałam te chwile, gdy on mnie całował tak, jakby nie było reszty świata.
Chociaż nigdy tego nie okazywałam.
A teraz?
Teraz, pragnęłan tylko, by on był przy mnie.
-Sally...-odezwał się po chwili
-hymm?
-ja...wiesz że mam jutro koncert?
-a masz?no to chyba dobrze, nie?
-właściwie to...to nie.nie dla mnie.
-czemu niby?
-bo jadę aż do Azii. I wrucę dopiero po jutrze.
-co?
-Sally, kochanie, prubowałem gadać w Amy, żebyś mogła ze mną jechać ale...
-ale?
-ale wy jutro też gdzieś macie jechać...gdzieś...do jakichś "Trop" czy gdzieś...
-do Polski...-ucieszyłam się-który jutro?
-piętnasty, a co?
-jutro moi kuzyni mają roczek.
-a-tylko tyle powiedział
-będę tęsknić.-powiedziałam cicho.
-ja bez cb godziny wytrzymać nie mogę, a co dopiero dwa dni!
Zaśmiałam się, a on mocno mnie przytulił.
-Sally...kocham cię. Kocham cię nad życie i... I wieżę, że gdy skończysz 18 lat... Wyjdziesz za mnie.
Nie wiedziałam co mam powiedzieć.
-ty...mówisz poważnie?-spytałam podejrzliwie.
-a czy w moim głosie słyszysz żart?
-nie,ale...czy ty zdajesz sobie sprawę, że właśnie poprosiłeś mnie o rękę?
-Sally...w mojej rodzinie, małżeństwo, to znak miłości. Takiej, której nie da się już rozdzielić.
-a w mojej rodzinie, małżeństwo w tym wieku, to odpowiednik słów: ups, wpadłam, co to jest antykoncepcja?-powiedziałam z sarkazmem.
-czyli że nie.
-nie...po prostu muszę się zastanowić.
-ok. Poczekam. Ale jeśli się nie zgodzisz to i tak wrucę tu z pierścionkiem zaręczynowym.
-czyli...jeśli się zgodzę, to włożysz mi na palec piękny pierścionek zaręczynowy, a jeśli powiem nie...
-to i tak to zrobię-przerwał mi-tak, coś w tym stylu.
Zaśmiałam się.
-czyli się zgadzasz?-spytał w nadzieją.
W odpowiedzi przywarłam do niego jak opętana, i zarzęłam go całować.
Po paru minutach Justin przeturlał nas tak, że teraz on znajdował się nade mną.
Gdy się ode mnie oderwał, jego oczy błyszczały.
Oblizałam usta.
Ciągle czułam na nich smak jego śliny.
-czyli...
-TAK!-uprzedziłam go.
Znowu mnie pocałował, ale tym razem lekko i spokojnie.
Boże!
Mam siedemnaście lat, i jestem zaręczona!
OMG!
****************************
ups, trochę za szybko, co nie?
ale nie chciało mi się nic przedtem dodawać, a i tak teraz sprawy będą się miały bardzo szybko.
ale powiem wam, tak tylko żeby zaostrzyć ciekawość, że cały blog zakończy wielkie wesele.
i mam pytanie DO WAS!
uwaga!
jeśli Sally, będzie mieć kiedyś z Justinem dziecko, to ma być chłopiec czy dziewczynka?
jak myślicie?
to wasz wybór!

2 komentarze:

  1. chłopiec ^^ Tak, za szybko, ale super ^^ Ale dłuuugo się zastanawiała ;P Dopiero się poznali a już kurna wesele, no nie no moda na sukces normalnie xd DAWAJ NN < 3
    our-mystery-our-secret.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. super Hania ale mi też możesz dać jakiś komentarz
    www.mojaihistoria.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń