poniedziałek, 14 listopada 2011

Rozdział 23

<5 miesięcy puźniej>
(włączcie tą piosenkę i czytajcie, dalej będzie następna)
stanęłam na palcach by dosięgnąć czubka choinki, chciałam nałożyć na niego gwiazdę.
Ktoś nagle złapał mnie pod biodra, i podniósł.
Słuchałam właśnie najpiękniejszej piosenki pod słońcem, czyli najnowszej Jusa.
<ta powyżej>
gdy zakończyłam przedwczesne strojenie drzewka, obruciłam się w jego stronę i namiętnie pocałowałam.
To były nasze pierwsze rodzinne święta, chciałam by były one idealne.
Nasze igraszki przerwał krzyk mojego ośmiomięśiecznego synka.
Oderwałam się od mojego ukochanego, i poszłam do pokoiku Jacoba.
Ten stał w łóżeczku opierając się o barierki.
Gdy mnie zobaczył, ucichł, i zaczął gryźć miejsce pomiędzy swoimi rączkami na barierce.
-ohh, kochanie...-szepnęłam, i wyciągnęłam, go z łóżeczka.
Ten wtulił się we mnie, i złożył do ustek smoczek, bez którego by się nie obszedł.
Gdy udało mi się wreszcie go uśpić, poszłam do pokoju, gdzie leciała kolejna piosenka ze świątecznej płyty justina.
Fa la la...
Jus wziął mnie za rękę i zaczął kręcić w rytm melodii.
Nie chciałam kończyć tej chwili, ale Justin miał inne plany co do mnie.
Położył mnie lekko na łóżku, i zaczął całować po szyi.
Po krótkiej chwili, znowu odezwał się płacz z sąsiedniego pokoju.
-teraz ty...-szepnęłam udając wielce zmęczoną.
Chciałam choć jeszcze trochę tu pobyć sam na sam z moim przyszłym mężem, ale los chciał inaczej.
Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi.
I znowu płacz.
Poszłam otworzyć.
Nie zdążyłam dobrze odkręcić gałki, a do mieszkania wskoczyła roześmiana buzia willow.
Willow, jak nie wiecie, to młodsza siostra Jadena Smitha,
a jak jeszcze nie kojażycie, to są dzieci Willa Smitha, a jak jeszcze nie kumacie, to jesteście ułomni.<sorka, jak kogoś uraziłam, żarcik taki, ale żeby nie wiedzieć?!>
Willow zaczęła skakać po całym przedpokoju, śpiewając jakąś hip-hopową wersję merry christmas.
Za nią wszedł Jaden.
-sorka za nią, ale tak chciała zobaczyć małego, że się zgodziłem.-powiedział, a gdy jego siostra oddaliła się do łazienki, dodał:- gówniara ma jedenaście lat, a zachowuje się gorzej niż bachor.
-wiem, poczekaj chwilę, idę zobaczyć, co z jusem.
Gdy uchyliłam lekko drzwi, znaczyłam, że justin stoi tyłem do mnie, przy oknie, z małym na rękach i śpiewa jedną z najpiękniejszych kolęd pod słońcem <Silent Night> i lekko kołysze dziecko.
Prawie się popłakałam, i dopiero po chwili zauważyłam że jus już nie śpiewa.
Wtedy przypomniałam sobie też, że mamy gości.
Pobiegłam szybko do kuchni, by przygotować coś do picia, i wyłożyć ciasto z blachy.
************
wiem, rozdział krótki, ale coś w nim jest...
Jakaś harmonia świąt...
Ten ich czar...
Uwielbiam te chwile, gdy siedzę w ciemnościach, otulona kocem, z kubkiem gorącej czekolady, wpatrując się w płatki śniegu wirujących w świetle latarni.
Po chwili przychodzi mój chłopak i siedzimy tak pół nocy...
W tamtym roku często tak bywało, a teraz...
Kocham zimę tylko za te parę dni...
A święta nie kocham za prezenty, tylko za to że widzę wreszcie mojego dziadka, którego prawie nigdy nie ma w domu.
Dziękujmy Bogu, za te piękne święta, i że możemy dzięki nim być wszyscy razem.
Dziękuję, i życzę zdrowych i wesołych świąt.

poniedziałek, 7 listopada 2011

rozdział 22

Gdy dojechaliśmy na miejsce, wciąż nie wiedziałam gdzie jesteśmy.
Zaciemniane szyby pick-upa ( nie wiem jak to się pisze, ale myślę że dobrze) spełniały swoją rolę.
Justin zakrył mi oczy i wyprowadził z auta.
Po kilkunastu niepewnych krokach, poczułam że wchodzimy na podwyższenie.
Jus, <tak myślę po dźwiękach > otworzył jakieś drzwi.
Po chwili odkrył mi oczy, a ja ujrzałam wnętrze najpiękniejszego salonu pod słońcem, już całkiem umeblowanego.
Mój ukochany wziął ze stołu pilot i włączył piosenkę.
złapał mnie za biodra, i zaczęliśmy tańczyć po całym domu.
potem cały zwiedziłam.
Były dwa salony, jeden <który już widzieliście> i drugi, połączony z kuchnią.
to są dwa z wielu zdjęć które zrobiłam by wysłać mamie:













to była kuchnia.




a to jest nasza sypialnia:








a to parę zdjęć z pokoiku Jacoba:




ten dom naprawdę mi się podobał.
nie mogłam się doczekać ,
aż będziemy mogli się wprowadzać...

- Jutro możemy się wprowadzać...- szepnął Jus, jakby czytał w moich myślach...
**************************
Przepraszam że tak krótko, i że zdjęcia zamiast linków, ale nie miałam za bardzo czasu.
muszę kończyć, bo zara tata dzwoni, i dowiem się czy przyjeżdża z delegacji dzisiaj czy jutro.
nie mogę się doczekać, świąt, bo dostanę nową płyte Justina od cioci.
Under to the mistletoe czyli: pod jemiołą.
oczywiście wszystkie piosenki mam już na telefonie, na który mam szlaban do końca roku, ale to szczegół.
oczekuję szczerych komentarzy,
Z góry dzięki
kicia

Rozdział 21

Wyskoczyłam z auta jak poparznoa, i podbiegłam pędem do drzwi domku letniskowego, w którym Amy i Chad spędzają wakacje.
Zaczęłam bezwładnie łomotać w drzwi.
Nikt nie otwierał.
Nagle poczułam, na ramieniu czyjąś dłoń, i odwruciłam się.
-ja ciągle mam klucze...-powiedział chad.
Uśmiechnął się do mnie, i lekko odsunął mnie na bok.
Otworzył drzwi, i wszedł do środka.
Było pusto.
Chad wszedł do góry po schodach, i skręcił w prawo.
Stanął przed białymi drzwiami, takimi zwykłymi.
-jest tu.-powiedział stanowczo, i otworzył je.
Pokój był zwyczajny, pomalowany na biało, w rogu stało łóżko, i szafka.
Na przeciwko stały szafa i komody.
Spojrzałam przed siebie.
W oknie stała Amy, trzymała w rękach dziecko, i patrzyła nie widzącym wzrokiem, w okno, tak, jakby chciała dostrzec wyrokiem za choryzont.
Chciałam podbiec do niej, i zacząć wykrzykiwać co o niej myślę, ale Chad mnie powstrzymał.
Wyszłam z pokoju, w którym został tylko on, moja siostra, i syn.
Oparłam się o ścianę, powoli zsówając się po niej na podłogę.
Z moich oczu zaczęły spływać pojedyncze krople.
Justin usiadł koło mnie.
Nie patrzyłam na niego, ale czułam, jak również jego łzy ściekają po mojej duszy.
Ostatnio, czułam się tak gdy miałam sześć lat, gdy dowiedziałam się, że umarł dziadek.
-wszystko będzie dobrze Sally... Chad z nią porozmawia.
-Czemu ty jej ciągle bronisz?-spytałam przez łzy
-ja jej nie bronię, tylko...- nie miał odpowiedzi.
to Chad zazwyczaj był mistrzem ciętej riposty.
po chwili drzwi się otworzyły, i wyszedł Chad, trzymając na rękach Jacoba.
odrazu chwyciłam moje maleństwo w ramiona, i mocno przycisnęłam.
Justin też przyłączył się do tych czułości.
przez następne kilka dni było dobrze, tylko jedno mnie niepokoiło.
Gdzie jest moja siostra...?
*********************
już niedługo następny rozdział, morze uda mi się dodać go jeszcze dzisiaj, ale nie obiecuję.
proszę o szczere komentarze.
kicia



Avril Lavinge
piosenka, mój teledysk
robiłam sama
może być trochę źle zmontowane, bo robiłam to w nocy i miałam trochę mało czasu
więc wiecie
komentujcie!!!


                                                                                      z góry dzięki 

                                                                                                        Kicia

sobota, 29 października 2011

przepraszam...

przepraszam że nie dodaję rozdziałów, ale naprawdę, nie mam weny...
nikt prawie nie komentuje, a ja potrzebuję weny, i pomysłów!
jeśli chcecie różne napisy, kolorowe lub cokolwiek, to piszcie w komentarzach, będę je robić.
i wejdźcie na
http://www.glitery.pl/polecam,kiciaendmalina
dzięki wam będę mogła robić glitery za free.
i wchodźcie na mojego drugiego bloga:
z góry dzięki
kicia

poniedziałek, 17 października 2011

Dziękuję!!!!!!!!!!

chciałam w tym poście tylko podziękować osobom, które dodawały komentarze:
TheWayToFame 5 komentarzy
liszkiewicz 18 komentarzy
Amelia  1 komentarz
Plotkara 1 komentarz
Klaudia ♡ 1 komentarz
oraz dwa anonimy.
 Największe DZIĘKUJĘ, dla liszkiewicz, która dodała najwięcej komentarzy.







i jeszcze jeden filmik:
http://www.youtube.com/watch?v=Z7g57M5ypXU&feature=BFp&list=WLB651557F2FBC7609

poniedziałek, 10 października 2011

(...)
-Rok szkolny, 2011/2012, uwarzam za... ZAKOŃCZONY!
Powiedział dyrektor, a klasy zaczęły rzucać w górę czapki.
Aby to raz, ale chłopaki podrzucali nimi bez przerwy.
Przyjechał Justin.
-gdzie mały?-spytałam.
-z amy.
-aha-nie mogłam o nic mojej siostry podejrzewać.
(...)złapałam za klamkę pokoju mojej siostry, ale drzwi były zamknięte.
Na dole też nikogo nie było, tak jak we wszystkich pokojach.
-mówiła że będzie wychodzić?-spytałam zdenerwowana jusa.
-nie, miała być w domu-odpowiedział równie jak ja zdziwiony.
Wstraszyłam się.
Moje serce nagle zaczęło bić jak szalone.
Amy, przed moim przyjazdem też była w ciąży, ale w szóstym tygodniu poroniła.
Nie mogła się po tym pozbierać.
Wystraszyłam się, że jej szaleństwo mogło powrócić, wraz z narodzinami Jacoba.
-boże,justin, dzwoń do niej!
Od razu wyciągnął telefon, i wybrał numer.
Włączył głośnik.
-"jeśli to ty sally... Proszę, nie zabieraj mi go!"-usłyszałam po dziewiątym sygnale zapłakany głos mojej siostry.
-o boże...-szepnęłam przez łzy.
Oparłam się plecami o drzwi, i zjechałam po nich.
Zanurzyłam głowę w kolanach, i zaczęłam głośno szlochać.
-o co jej chodzi?-spytał także bliski płaczu justin.
-amy... Jakieś pół roku przed moim przyjazdem... Była w ciąży...-wylałałam to z siebie, co chwilę głośno chlipiąc- i... I... Po...roniła...-wyjąkałam wreszcie.
I znowu wybuchłam płaczem.
-ale ona by... Nie zrobiła tego... Nie własnej siostrze...-próbował ratować sytuację.
- I ty jej jeszcze skurwielu bronisz?!-wrzasnęłam, i wybiegłam z domu.
(...)pobiegłam na komisariat i złożyłam doniesienie o porwaniu.
Trochę dziwnie było mi zeznawać na własną siostrze, ale musiałam.
Nie obchodziło mnie nic, oprócz mojego dziecka.
Gdy wychodziłam z policji, zobaczyłam, że na podjeździe stoi auto justina.
Podbiegłam, i wsiadłam do niego.
Ale za kierownicą nie było justina.
Tylko chad.
-wiem gdzie ona jest.-powiedział gdy wtuliłam się na tylnym siedzeniu w jusa.
Lecz nie był raczej taki pewny, bo dodał po chwili:
-CHYBA...
************
Kurwa, no, znowu krótkie!
Przepraszam was, tak bardzo przepraszam.
I proszę o reklamację mojego bloga, bo teraz zastanawiam się czy mam dla kogo pisać.
Wiecie, że to kolejny rozdział, który powstał w notatniku w moim telefonie?!
Ale, dobra.
Teraz ważne,
nie wiem, czy będę często dodawać, bo:
po pierwsze-mam szkołę.
Muszę się uczyć, itp.
Po drugie-mam karę.
Załapałam się na szlaban u taty, ale on może mnie pilnować tylko co drógi tydzień, bo jeździ w delegację.
Ha ha ha!
To rozdziały będą mniej więcej co dwa tygodnie,
ok?
I dawać swoje pomysły, bo mi już zaczyna ich brakować.
Z góry dzięki...

czwartek, 6 października 2011

rozdział 20

Obudziły mnie pierwsze promienie słońca, przedzierające się przez rolety.
Upajałam się tą chwilą, aż usłyszałam znajomy płacz.
-o kurwa...-szepnęłam
zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, justin wstał z łużka, i podszedł do łóżeczka.
Uśmiechnęłam się cicho do siebie, i przymknęłam oczy, ponownie rozkoszując się promieniami słońca.
-kochanie, już ósma...-szepnął mi czule do ucha jus.
-już?-no tak, ostatni dzień szkoły.
Już ostatnia klasa...
Wstałam leniwie z łóżka i założyłam strój galowy.
Gdy ja przeglądałam się w lusterku pojawił się Jus z małym na rękach, i zaczął się śmiać.
-no, co?-wkurzyłam się, odwracając do niego.
-spójrz w lusterko.
Spojrzałam, i nic.
-tył-powiedział.
Odwróciłam się tyłem do lustra, i spojrzałam przez ramię.
-cholera...-szepnęłam
na moim tylku, widniała wielka czerwona plama.
-bieber fiver.-zaśmiał się.
-nie, doktor bieber skoczy mi teraz szybko do sklepu po podpaski, bo mam tylko kilka.
Justin śmiejąc się, położył dziecko do łóżeczka, a sam wziął bluzę, i wyszedł.
Usiadłam na łóżku, i ukryłam twarz w dłoniach.
Jak na zawołanie poczułam silny ból w podbrzuszu.
-jezusmaria!-wrzasnęłam, a po chwili rozległ się płacz mojego synka.
Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić.
Wszystko, co przed chwilą uważałam za idealne legło w gruzach.
Z dołu rozległy się dźwięki piosenki justina: latin girl.
Uśmiechnęłam się do siebie, i postanowiłam ogarnąć.
Wsadziłam małemu do ustek smoczek, a on przestał płakać.
Pobiegłam do łazienki, i zmieniłam dół mojego stroju.
Gdy zaczęły rozlegać się ostatnie dźwięki piosenki krzyknęłam na całą parę:
-amy, włącz runaway love!
Włączyła.
Tańcząc, przeniosłam się do pokoju, układając włosy w kok.
Postanowiłam zamiast tego co mam na sobie ubrać sukienkę.
Spojrzałam w lustro.
mój strój prezentował się całkiem nieźle...
-biutiful-usłyszałam głos mojego przyszłego męża za sobą.
Piosenka się skończyła, lecz on i tak śpiewał mi ją co chwilę od początku.
Byłam gotowa, aby zmierzyć się z rzeczywistością...
*********
dzięki, wam za te miłe komentarze.
Chociaż i tak uwarzam że nudzę, i nie mogę porównywać się do autorki mojego koffanego bloblo.
Jeszcze raz dzięki, i proszę o szczere komentarze, i pomysły na rozdziały.
(wykorzystam twój liszkiewicz)
z góry dzięki.
Ps. Mój kuzyn- Gabryś- na 7 lat, ale jak to śpiewał miał jeszcze 6.
Kicia
jeszcze raz dzięki

wtorek, 4 października 2011

MÓJ KUZYNEK KOFFANY...


Wiem, miało być o justinku, ale kuzyn mnie poprosił.
to ten co śpiewa.

sorry...

sorka że nie dodaję, ale nie mam czasu w tygodniu, morze w sobotę coś dodam.
a tera macie filmik, który sama zrobiłam.
ale jakby cos to sie nie śmiejcie, to mój pierwszy taki film, ale mi się podoba.
dawajcie komcie!


JUSTIN BIEBER-UP

poniedziałek, 3 października 2011

informacja

Chciałabym dzisiaj tylko napisać kilka słów o dziewczynie z tego bloga.
Ma dziewczyna pomysły.
Uwielbiam jej historię, a wiecie dla czego?
Bo opisuje w nim życie.
Nie, ŻYCIE,
tylko życie.
Takie, zwyczajne.
Za to ją podziwiam, że ma cierpliwość do tego.
Że opisuje problemy, i zwyczajne problemy, tyle  że oczami gwiazdy.
Naprawdę, polecam tego bloga.
Po prostu MUSICIE to przeczytać, bo jak nie to będziecie żałować.
A dziewczynę która prowadzi tego bloga, prosiła bym o dodanie jeszcze ostatniego posta...
Błagam zlituj się nade mną, uzależnioną od twojej opowieści.
I niech jasmin kłamie alis że jest z justinem w ciąży, co? To już ci nawet pomysł podsunęłam, a teraz błaaaaaaaagaaaaaam!
Z góry dzięki, i sory że was zanudziłam prawie że na śmierć...
Sorka...

czwartek, 29 września 2011

rozdział 19

-nakarmiłam, przewinęłam, uspałam. I to zupełnie sama!-zaklaskałam w dłonie podchodząc do łużka na którym leżał jus.
-gratulejszyn-powiedział wpatrując się w telewizor.
Oglądał jakiś pojebany mecz.
Zabrałam mu pilot, i zaczęłam skakać po kanałach.
W pewnej chwili, justin żucił się na mnie jak opętany, i zabrał urządzenie z mojej dłoni.
Kłuciliśmy się tak o pilota, aż zatrzymało się na jakimś pornuchu, a jus wrzucił pilot pod łużko, i zaczął mnie namiętnie całować.
Nie opierałam się, kiedy zaczął mnie rozbierać, stęskniłam się za jego pieszczotami.
Nie zauwarzyłam nawet, kiedy już byliśmy całkiem nadzy.
Justin zaczął zniżać się, do moich intymniejszych stref, po drodze całując całe moje ciało, od piersi w dół.
Po kilku minutach oralu, wrucił do ust.
Chwilę puźniej, poczułam, że we mnie wchodzi.
Nie czułam takiej ulgi, od kilku miesięcy.
Po kilku dziesięciu minutach, czułam że zbliżamy się, do końca.
Ale jus miał inne plany.
Tuż przed wybuchem, wyszedł ze mnie, i wziął na ręce.
-co ty robisz?-spytałam.
Nie odezwał się, tylko poszedł w stronę drzwi do łazienki, i otworzył je.
Postawił mnie dopiero w kabinie prysznicowej, i odkręcił kurek.
-JUSTIN!-wrzasnęłam, a on nic nie mówiąc, znowu we mnie wszedł.
*********
ale mnie zupełnie pojebało!
Normalnie, bloblo!
Ale nie umiem tego opisywać.
Chciałam dodać więcej, ale było by że jestem zboczona, a to nie prawda.
Sorka że krótko, ale naprawdę ludzie, jak mam pisać, jak nie mam dla kogo?
Ok.
Ps. Weźcie, plis, zareklamujcie mojego błoga.
Nawet na swoich jak macie.
I komentujcie oczywiście.
Pps. To było u sally w domu.

rozdział 18

Justin już jedzie, a ja tym czasem stoję w piżamie, i próbuję założyć dziecku rajstopki.
Po kilku minutach męczarni, i strachu że coś mu zrobię, przyszła mi na pomoc kobieta, z którą leżałam w sali.
Pomogła mi.
Gdy ubierałam dżinsy, do pomieszczenia wszedł justin.
Wrzuciłam do torby moją koszule, a jus włożył jacoba do nosiedłka.
Chciałam go nieść, ale justin mnie uprzedził.
Miałam dosyć tego, że traktuje mnie tak, jakbym nie umiała niczego zrobić.
Gdy schodziłam ze schodów, potknęłam się, i gdyby nie mój ukochany, spadła bym z nich.
-dzięki.-szepnęłam
kiedy wchodziłam do samochodu, pomyślałam, że to już koniec.
Że teraz to już wszystko będzie dobrze, że się ułoży.
Ale nie mogłam przewidzieć tego, co przyniesie los.
Że to dopiero początek...
*********
totalny spontan.
Nie wiedziałam co pisać, ale jako tako to wyszło, poszłam za radą przyjaciółki.
Cytuję:
"jak chcesz coś napisać, to pisz o tym, o czym właśnie myślisz, a nie o tym co chcesz aby znalazło się w twojej głowie, nawet jeśli masz czasem nudne myśli, puźniej to wytniesz"
tak, i teraz będę opisywać swoje myśli, sally i justin będą żyli w szczęściu przez pierwsze dni, potem to już się sami dowiecie.
Ps... KOMENTUJCIE!!!

sobota, 17 września 2011

rozdział 17

-auć!-to było pierwsze słowo, które powiedziałam po wybudzeniu.
Poczułam że ktoś mocniej ściska moją rękę.
-justin...-szepnęłam.
-Sally, dobrze, już?-spytał zapłakanym głosem.
-justin, ja...-zacięłam się, przypominając sobie o najważniejszym.
Przyłożyłam dłoń do brzucha.
Był płaski... No nie dokońca płaski, ale... Pusty.
-co...
-jacob jest cały i zdrowy.-szepnął jus, przykładając swoje ciepłe wargi, do moich sinych ust.
-Jacob...-szepnęłam-ale...
-to był już ósmy miesiąc, Sally. Ósmy! Wyobrażasz to sobie?!
-to było w tedy...
-pamiętasz ten incydent z paparazzi?
-no... Chyba tak.
-to musiało być w tym miesiącu. Lekarz powiedział że musisz zostać na kontroli, jeszcze tydzień, mały zresztą też ma od trzech dni badania, w końcu nie wiedzieliśmy o nim prawie pół ciąży, i nie miałaś żadnych badań.
-to... Ile...
-4 doby.-odpowiedział zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.
-ty mi w myślach czytasz, wiesz?
-wiem, już za dobrze cię znam!
-mogę go zobaczyć?-spytałam
-postaram się-szepnął i wyszedł z sali.
************
siedziałam z małym na rękach.
Cały czas płakał, i nie wiedziałam co mu jest.
Po chwili do sali weszła pielęgniarka.
-nie radzisz sobie?
-nie wiem co mu jest...
-karmiłaś go?
-przecież... Nie mam butelki.
-nie butelką, kochanie.-powiedziała.
No to się zbłaźniłam.
Pielęgniarka pomogła mi przystawić syna do piersi.
-i jak?-zadała kolejne pytanie.
-tak... Dziwnie.
-dobrze, poradzisz sobie?
-chyba tak.
-jak pierś zacznie cię boleć przełóż go do drugiej.-powiedziała, po czym wyszła z pomieszczenia.
Byłam tak wpatrzona w mojego małego aniołka, że nie zauważyłam nawet, jak u mojego boku pojawił się jus.
-ślicznie z nim wyglądasz.-usłyszałam za sobą.
Odwruciłam głowę do niego, i poczułam ból w piersi, przy której właśnie trzymałam dziecko.
Jus zabrał go ode mnie.
Nawet nie zaczął płakać.
I tak siedzieliśmy w trójkę, puki nie zmożył mnie sen.
************
króciutko, wiem.
Ale nie chcę zakończyć wszystkiego w jednym rozdziale.
Tak chyba nie wypada, ale mam pomysł!
I pytanie do WAS!
Czy Sally i Jus, mają zostać w polsce, i tu mieszkać, czy jechać z powrotem do Kanady?
Odp.w komentarzach!
Z góry dzięki.

rozdział 16

Weszłam do mojej starej kuchni, tata jeszcze nie wrucił z pracy.
Byłam szczęśliwa, że mogłam pobyć trochę z mamą sam na sam, nie tak jak kiedyś.
Tata prawie nie wychodził z domu, chyba że po piwo, lub na mecz do clubu.
Jego koledzy zazwyczaj przychodzili do nas na mecz, bo mamy duże mieszkanie.
W pewnej chwili, ktoś objął mnie od tyłu w pasie, i zaczął całować po szyi.
Domyślam się kto to może być.
Odwruciłam się do justina, i pocałowałam go w usta.
-twój tata przyszedł, Amy z Chadem też już są... Chyba czas im powiedzieć...-szepnął mi do ucha.
-boję się Justin... Ty nie wiesz do czego mój ojciec jest zdolny.
-twoja mama mówi że się zmienił... Że nie pije już tyle... I że jest już spokojniejszy...
-tacy ludzie się nie zmieniają...-powiedziałam, i omijając go poszłam do salonu.(...)
-dobrze, to... Mamy wam do powiedzenia dwie ważne rzeczy...-zaczęłam
tata spojrzał na mnie i prześledził od pasa w górę(resztę zakrywał stół, a ubraną miałam specjalnie szeroką tunikę, taką że prawie nie było widać mojego powiększonego brzucha)
-ja...
-pobieramy się-uratował mnie Justin.
-dzięki...-szepnęłam do niego, a rodzicom posłałam śliczny uśmiech.
-i niech zgadnę, jesteś w ciąży?-spytał tata z sarkazmem, co mi bardzo pomogło.
-ale tego dowiedziałam się już po zaręczynach...-powiedziałam, czerwieniąc się.
Wszyscy się na nas spojrzeli.
-ty żartujesz, prawda?-spytała mama.
-nie, nie żartuję.-powiedziałam.
Moja rodzicielka złapała się za głowę, a jej partner siedział jak posąg.
"on zaraz mnie uderzy..."-pomyślałam.
-może się położysz, Sally, co?-jus się o mnie martwi, musiałam naprawdę zblednąć.
Kiwnęłam tylko głową, i wstałam, trzymając się za brzuch.
-który to miesiąc?-tylko Amy udało wyrwać się z osłupienia.
-jeszcze nie wiem dokładnie, za tydzień mam usg, a lekarz ocenił po wielości brzucha, że to mniej, więcej szósty miesiąc...-powiedziałam.
Justin pomógł mi wejść po schodach do mojego starego pokoju.
Od razu zasnęłam.
***************
-justin, muszę do łazienki...-szepnęłam w ciemność do mojego narzeczonego, który leżał obok mnie.
-iść z tobą?-spytał zaspany.
-nie, znam ten dom od urodzenia, sama trafię.-powiedziałam, i wstałam z łóżka.
Wyszłam z pokoju.
Problem był w tym, że jedyna łazienka, mieściła się na dole, koło kuchni.
Weszłam z kilku schodków, by sprawdzić czy tata jest w sypialni, tak jak to zawsze robiłam.
Nie ma.
-on cię zgwałcił, prawda?-usłyszałam niski głos za sobą.
Odwruciłam się.
Ojciec wykorzystał chwilę nieuwagi, i złapał mnie za kołnierz bluzki.
-i nawet nie zaprzeczaj... Sama byś tego nie zrobiła, za dobrze cię znam córeczko...
-ale zrobiłam! Puść mnie!-odpowiedziałam przez zaciśnięte zęby.
-nie, puki nie powiesz prawdy!
-mówię prawdę!
Nie uwierzył.
-wolisz kłamać ojca?
-puść mnie!-krzyknęłam.
Usłyszałam że ktoś otwiera drzwi na górze.
-jak chcesz...-szepnął ojciec, i popchnął mnie tak, że poleciałam na szafkę.
Poczułam, że z mojej głowy ulatnia się ciepła lepka substancja.
Ta sama substancja ulatniała się również z mojej dolnej partii ciała.
Tyle że zmieszana z wodami płodowymi.
Zobaczyłam że nade mną pochyla się Justin.
-sally, powiedz coś, proszę!- mówił przez łzy.
-zrób coś... Proszę... Niech nic mu się nie stanie! Błagam!- wydusiłam, i zapadłam w sen, nie wiedząc kiedy się znowu obudzę...
***************
no, i zostało tylko parę rozdziałów do końca...
Ach, jak ten czas zleciał...
Dobra, dzięki że czytacie, pomysł był od samego początku, a teraz ujrzał światło dzienne.
No nareszcie!
Jeszcze raz dziękuję, piszcie komentarze!


rozdział 15

Siedziałam przed komputerem i przeglądałam blogi o Justinie.
Było tam ich mnóstwo z informacjami o justinku, ale również z opowiadaniami o nim.
Dwa najlepsze to:
our my secret i o natalie z tego bloga
Było też o susan i justinie, i kasi.
Ale one na końcu umierają.
Był także z bloblo.pl, i ten chyba podobał mi się najbardziej, było dużo pikantnych scen, a to mnie podnieca(wiem, żal)
Nie zorietowałam się kiedy za mną pojawił się Jus, i złapał w pasie.
-jak się czujesz?-spytał.
-jako tako.pobiłam rekord, przez ostatnie 3 godz. Nie żygam.-powiedziałam jednym tchem.
-to chyba dobrze, nie?-spytał całując moją szyję.
-yhm-mruknęłam.
-musimy jechać do twojej mamy?-spytał z nadzieją.
-w końcu, trzeba jej powiedzieć że wychodzę za mąż.-szepnęłam, i pocałowałam go w usta.-przecież jesteśmy zaręczeni od ośmiu miesięcy.
Nie miałam najmniejszej ochoty się operać, przed ściągnięciem ze mnie koszulki.
Po chwili przypomniałam sobie o czymś.
Odepchnęłam go od siebie, i ubrałam bluzkę, która wylądowała na monitorze.
Justin tylko usiadł na łóżku, i bawił się gumką receptórką.
-sally...-zawołał po chwili-wybierz trzy palce-powiedział, robiąc z gumki takie coś.
Wybrałam trzy, i wyszło to.
-chłopiec-rzekł justin i przyssał się do mnie, tak jak wtedy, na samym początku naszej znajomości, na oknie... Gdy spytał jak mam na imię... A ja powiedziałam: "Justin!"(heh)
oderwałam się od niego.
-pikle.-to jedno słowo wystarczyło żeby zrozumiał o co mi chodzi.(...)
siedziałam w samochodzie Justina, i strasznie się wierciłam.
W moim brzuchu znowu można było poczuć (a czasem nawet zobaczyć) pojedyncze kopnięcia.
-Nie wierć się tak, będzie dobrze-szepnął justin, i złożył na moich ustach pełen obietnicy pocałunek.
-chciała bym w to wierzyć.-odpowiedziałam, gdy justin wyjeżdżał z podjazdu.
***************
sory, że rozdział taki krótki, i że wogule tak szybko przelatuję z miesiąca na miesiąc, ale to naprawdę już prawie koniec...
:-(
nie chcę tego kończyć zbyt szybko, ale jakby co, to Jus już na 18 lat, a za miesiąc kończy osiemnastkę Sally, i wiecie... Życie wtedy zrobi się nudne, a jak mały się urodzi, to będzie już tylko taki ciąg: justin do pracy, mały do żłobka, sally do pracy, powrót do domu, spać.
I tak codziennie.
No niestety, ale tak jest...
Ale zapraszam na mojego drugiego błoga: http://j-d-b-my.blogspot.com/
dzięki:)
kicia


środa, 14 września 2011

Rozdział 14

Obudziło mnie lekkie delikatne pukanie w moim brzuchu.
-justin! Przestań!-powiedziałam, ale pukanie narastało, i stawało się coraz bardziej równomierne.
Otworzyłam oczy, i odkryłam, że to wcale nie Justin puka mnie po brzuchu.
On sobie smacznie spał, obok mnie.
Dotknęłam ręką podbrzusza.
Pukanie, robiło się coraz bardzej nieznośne.
Szturnełam Jusa, aby wstał.
Gdy udało mi się go obudzić, wzięłam jego rękę, i przyłożyłam do miejsca moich wcześniejszych fascynacji.
Gdy poczuł to co ja wcześniej, jego oczy przepełnił strach.
Także wzruszenie, ale przeważał chyba strach.
Nie mógł uwierzyć we własne podejrzenia.
Jego usta otworzyły się, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie wydobył żadnego dźwięku.
Uśmiechnął się do mnie tylko, i mocno przytulił.
I tak znowu usnęłam w jego ramionach.
*********
gdy wstałam, Justina już nie było.
Ostrożnie podniosłam się z łóżka, i dotknęłam ręką brzucha.
Ktoś, kto być może był we mnie, nie dawał znaku życia.
Chciałam, żeby to, co odkryłam poprzedniej nocy było tylko snem.
Ubrałam się, i zeszłam na śniadanie.
Próbowałam zachowywać się naturalnie, ale to wszystko mnie przerastało.
W pewnej chwili, z miski z płatkami wypadła mi łyżeczka.
Poczułam, że w oczach stanęły mi ciężkie łzy.
Zerwałam się z płaczem z krzesła, i pobiegłam do siebie.
Musiałam iść z tym do lekarza, wszystko mnie denerwowało.
Nawet obcasy które stukały, z każdym moim krokiem.
Po chwili rozległo się pukanie do drzwi, a do pokoju weszła Amy.
-co się dzieje?-spytała,siadając koło mnie na łóżku.
-nic, głowa mnie boli...-nie poraz pierwszy kłamałam własną siostrę.
Dziewczyna próbowała mnie, przytulić, ale wyrwałam jej się, pod wpływem silnego uderzenia, w miejscu wiadomym.
Znowu zaczęłam szlochać, skulona w rogu łóżka.
-czemu płaczesz?-spytała.
-bo... Bo...-zastanowiłam się, jakim kłamstwem znowu ją uraczyć-tęsknię za mamą...-wymyśliłam w końcu, i dałam się przytulić.
Miałam nadzieję, że siostra nie poczuje lekkich kopnięć w mojej macicy.
Chciałam teraz tylko jednego, przytulić się do Justina, i wypłakać się mu w koszulkę.
-chcesz jechać do mamy?
Spytała Amy.
Kiwnęłam głową na tak.
Pomyślałam że to chyba czas powiedzieć o zaręczynach.
-amy...-zaczęłam-jak zareagowałas, gdy chad ci się oświadczył?
-zgodziłam się.-odpowiedziała-a co to ma do rzeczy?
Wyciągnęłam prawą rękę, która dotychczas tkwiła w mojej kieszeni.
Gdy moja siostra ujrzała pierścionek, w jej oczach stanęły łzy.
-Sally, kochanie...od... Od Justina...
Znowu kiwnęłam głową.
-od kiedy?-ciągnęła
-od kilku miesięcy...-szepnęłam
ok, ale tego że "chyba" jestem w ciąży, nie musi jeszcze wiedzieć.
Odsunęłam się od niej.
Mimo to, że siedziałam plecami do okna, wiedziałam kto siedzi na gałęzi za nim.
-justin, wejdź.-powiedziałam, a moja siostra, odwróciła się do drzwi.
Gdy wróciła wzrokiem do mnie, Jus już koło mnie siedział.
Uśmiechnęła się i wyszła z pokoju.
-ile jej powiedziałaś?-spytał, był podenerwowany.
-tyle, ile musi wiedzieć...-powiedziałam, i znów wtuliłam się w jego tors.
**********************

trochę mało, wiem, ale postaram się od teraz pisać dłuższe, i bardziej sensowne, ale naprawdę, ludzie, nie mam weny, bo nie mam czytelników!
Czy mogę was prosić o zareklamowanie mojego bloga?
Na Twitterze, faceboku, czy na swoich stronkach, na czymkolwiek!
Proszę!
Z góry dzięki.

sobota, 10 września 2011

Rozdział 13

*******5 miesięcy później***********
Miałam tylko tyle energii, żeby dojść do łóżka.
nie wiedziałam co się ze mną dzieje.
Justin wciąż w trasie, a mi się nic nie chce.
już niedługo skończę osiemnaście lat, a Justin zabierze mnie do siebie.
Znaczy się... jeszcze nie ma własnego domu, ale w każdej chwili może go sobie kupić, czy wynająć.
Ktoś zapukał do drzwi.
-Proszę!-krzyknęłam, a do pokoju weszła Amy.
Moja siostra nie lubi zbytnio mojego chłopaka.
(nie wie że mi się oświadczył, nikt nie wie)
-Co się z tobą dzieje, Sally?-spytała
-Są korniszony?-spytałam, aby zmienić temat
-są, ale co...
-A lody?-znowu jej przerwałam.
-Tak, litrowe, ale...
-no to mi je przynieś.-powiedziałam.
-taa...-wstała, i zeszła po schodach.
znowu zostałam sama.
po chwili, zerwałam się gwałtownie z łóżka, i pobiegłam do toalety.
Zatrułam się czymś- to była moja pierwsza myśl.
Amy nie wiedziała, że źle się czuję.
wymyłam dokładnie zęby, i pobiegłam do pokoju.
na łóżku siedziała już Amy.
-to które?-spytała pokazując mi słoiczek z ogórkami, i kubek, z lodami czekoladowymi.
-I to, i to- powiedziałam, zabierając od niej obydwie żeczy.
postawiłam lody na biurku, i zabrałam się za ogórki.
Amy co chwila podgryzała mi ogórki.
wzięłam z szafki kubeczek z lodem, i zamoczyłam w nich ogórka.
-fuj!-Amy nie była zadowolona z tego co właśnie zrobiłam.
-Co? Mi smakuje.- powiedziałam ponownie maczając korniszona w czekoladowej już ciapce.
-HA, HA, HA! robisz to tylko dla tego, żebym ci nie podjadała, prawda?
-nie, naprawdę jest dobre.-powiedziałam, tym razem prawdę.
Amy tylko pokręciła głową, i wyszła.
Chyba zapomniała po co tu przyszła.
gdy tylko drzwi za nią się zamknęły w pokoju pojawił się Justin.
pochylił się nade mną, i pocałował.
Znów zrobiło mi się niedobrze.
ponownie żuciłam się biegiem do toalety.
Gdy wróciłam, miałam załzawione oczy.
położyłam się do łózka, i po chwili zasnęłam.
******************************
wiem, trochę krótko, i tak jakoś nijak, ale nie mam weny.
prosze, pomóżcie!
podawajcie w komentarzach, pomysły, może uda mi się je zrealizować.
proooooooooooooszę!!!!!!!!!!!!!

czwartek, 1 września 2011

UWAGA!

Jeśli pod rozdziałem poprzednim, nie uzbiera się przynajmniej pięć komentarzy, nie dodam następnego.
dodam, gdy zaczniecie pisać.

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

rozdział 12

Spojrzałam jeszcze raz na okładkę, i jęknęłam.
-kto to jest?-spytała Amy.
-no...ja.miałam perułke.
-tak. Perułke. Dobra, ale co ty robiłaś?
Zanim zdążyłam odpowiedzieć, Justin złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą do mojego pokoju.
Byłam strasznie zdenerwowana.
Ubrałam to, i zrobiłam lekki, prawie niewidoczny makijaż.
Tak naprawdę, to nie lubię się malować.
Nigdy nie nakładam tapety na twarz, jak niektórzy.
-gotowa?-spytał mój chłopak (chciałam napisać narzeczony, ale to jakoś źle brzmi), gdy odłożyłam kosmetyczkę na miejsce.
-ta... Tak jakby.-odpowiedziałam.
Wziął mnie za rękę, i wyszliśmy na ruchliwą ulicę.
(...)
-czyli... Jeszcze nidy tego... Nie robiliście ze sobą?-spytała Oprah, po długej, żenującej rozmowie.
-no... Nie.-odpowiedział cały czerwony Jus.
-więc...-sięgnęła po mały pilocik leżący za nią-co oznacza to, zdjęcie?-spytała naciskając jeden z przycisków na pilocie.
Na monitorze, pojawiła się okładka people, ta, którą widziałam rano.
Justin kurczowo trzymał moją rękę, a w tej chwili, ścisnął ją jeszcze mocniej.
-czy to zdjęcie może zniknąć z monitora?-spytał Jus, a Oprah tylko na niego spojrzała, i uśmiechnęła się.
-ale to i tak nic nie zmieni, to zdjęcie jest na ponad milionie okładek people w całej Ameryce...
-to zdjęcie ma zniknąć z monitora!- nagle zza kulis wyszedł młody facet w czapce z daszkiem.
Scooter.
Scooter Brawn, menager Justina, on na pewno to załatwi.
podszedł do nas.
-Oprah, owszem, to są oni, ale mogę Ci potwierdzić, że nic WTEDY między nimi nie było, bo chwilę po zrobieniu tego zdjęcia, Justin do mnie dzwonił.
przy tym jak mówił "wtedy" , ze strasznie groźną miną spojrzał na mojego "nierzeczonego" (chyba mogę już tak pisać, nie?)
-zgadzam się!-wykrzyknął Jus, po czym pociągnął mnie w stronę kulis.
Zmieszana Oprah, zakończyła program.
-Jak mogłeś do tego dopuścić?- spytał Scooter, gdy byliśmy już na osobności.
-to moja wina...-wtrąciłam się- to ja... ja byłam taka głupia... ja
-przestań, Sally, dobrze, że za pierwszym razem zasłoniłaś rolety...ups.- no tak, ups.
Scooter wszystko słyszał.
-za pierwszym razem... czyli okłamałeś Oprę. No pięknie.
-o co kaman?- spytałam.
-Oprah... nie wiesz jaka ona jest. Czy tak, czy siak, i tak wyciągnie od kogoś prawdę.
-ale... o tym wiemy tylko my. Żadne z nas nie jest jeszcze takie głupie żeby się chwalić, a ty nie puścisz pary, nie Scooter?
-no jasne. możecie na mnie liczyć.-powiedział, po czym wykonali jakieś dziwne uściśnięcie ręki, że nic z niego nie zapamiętałam.
*********************************
przepraszam, że tak krótko, ale moich rodziców nie ma tylko na chwilę, i nie miałam czasu, żeby pisać.
dzięki za komcie, kocham was, wiecie?!
jeszcze raz thank you!
thank you thank you thank you thank you thank you !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
KOMENTUJ, PLISSSSSSSS!!!!!
(Ulubiony kolor Justinka)

sobota, 20 sierpnia 2011

100!!!!!!!!!!!!

na mojego bloga właśnie weszło równe 100 osób!
świętujemy!

Rozdział 11

Pierwszy raz wyszliśmy razem, tak oficjalnie- trzymając się za ręce.
Po tym, jak ostatnio paparazzi zrobił mam fotkę, z moją gołą dupą, postanowiliśmy wreszcie wyjść razem, i zmierzyć się ze światem.
Przez pierwsze tygodnie źle znosiłam krytykę.
Jus, pocieszał mnie jak mógł.
Od trzech tygodni, na wszystkich portalach trąbi o naszym tzw. Romansie.
Na twitterze, dostałam chyba ze 100 gróźb, na temat tego, że jestem z Justinem.
-wiesz, że nie pozwolę cię skrzywdzić, prawda?-szepnął gdy siedzieliśmy na ławce w parku.
Było już dobrze po północy, więc nikogo nie było.
-kocham cię...-szepnął mi na ucho, a ja mocniej się w niego wtuliłam.
-nie chcę cię stracić...-powiedziałam po cichu.
-czemu, nasz mnie stracić?-zdziwił się
-nie wiem, ale... Ale po prostu nie chcę. 
-wiem jak to jest.
-nie, nie wiesz. Ty byś mógł mieć każdą dziewczynę, jaką tylko chcesz, a ja...
-ty masz mnie, jesteś piękna, seksowna...-ciągnął- i masz ładny uśmiech-dodał, gdy zobaczył że się uśmiecham. 
I znowu się w niego wtuliłam.
**************
siedziałam na stole, i patrzyłam prosto w oczy mojemu ukochanemu.
-poczekaj chwilę.-powiedział, i wyszedł ze swojej kuchni.
Patty już wiedziała że że sobą chodzimy, (jak zresztą cały swiat) i nie musieliśmy przechodzić przez drzewo.
Tak na serio, to nigdy nie musieliśmy tego robić, (oprócz nocy, oczywiście) ale po prostu lubiliśmy takie wypady.
Po chwili wrucił Justin, był rozczochrany, widać że wyszedł z pod prysznica.
Został zaproszony do programu Oprah Show.
Zgodził się, pod warunkiem, że będę mogła mu towarzyszyć.
-a jakby inaczej?-odpowiedziała.
Za godzinę mieliśmy wyjeżdżać, a żadne z nas nie było jeszcze gotowe.
No... Justinowi zostało wyruszyć włosy, chociaż jak go znam, to i tak tego nie zrobi.
Poszliśmy do mnie.
Amy jak zwykle spojrzała na mojego chłopaka w wyrzutem, jakby mi coś zrobił.
-co się stało?-spytałam.
-to się stało-powiedziała podając mi numer peorple.
na widok okładki, obydwoje z Justinem rozdziawiliśmy usta.
Nie mogłam uwierzyć że to się dzieje.
Że to się dzieje JUŻ.


































***************************
przepraszam, że tak krótko, ale nie mam weny, a zrobienie "niby okładki" mi trochę zajeło, a że mi się nie chciało, zrobiłam ją byle jak.
Teraz, chyba po raz dziesiąty, oglądam Never say never, Justinka.
to jest świetny film, polecam.
za darmo z lektorem można go obejrzeć TU.
dzięki za czytanie, i za komcie oczywiście.
I love you!

czwartek, 18 sierpnia 2011

rozdział 10- ups.

Gdy się obudziłam, nadal leżałam obok Justina.
Nagle uświadomiłam sobie, że on już nie śpi, i świdruje mnie wzrokiem.
Szybko okryłam się kołdrą, bo przypomniałam sobie, że wciąż nie jestem ubrana.
Uśmiechnęłam się do niego, gdy przypomniałam sobie wczorajszą noc.
Ok.
Spoko.
Wyszłam z pod kołdry i zaczęłam się ubierać.
Justin ciągle na mnie patrzył, tym swoim porządliwym spojrzeniem.
-pujdę się tylko przebrać, ok?-podeszłam do łużka pocałowałam go lekko w usta.
Chciał przyciągnąć mnie bardziej, ale mu się nie dałam, i wyszłam przez gałąź do siebie.
Od razu przejżałam się w lustrze.
-O Boże!-wrzasnęłam, gdy zobaczyłam swoje odbicie.
Byłam cała rozczochrana, a włosy były posklejane od potu.
-Boże...-szepnęłam i się zaśmiałam.
Pobiegłam pędem do łazienki, a do pokoju wróciłam w samym ręczniku.
-Justin!-krzyknęłam, gdy zobaczyłam że leży u mnie na łużku.
-kiedy ty się nauczysz zamykać okno, co?-spytał
-sam go nie zamykasz!-usprawiedliłam się.
Wstał z łużka i przytulił mnie.
Sięgnął do drzwi za mną, i przekręcił w nich zamek.
-ej!-powiedziałam przez śmiech, gdy przycisnął mnie do nich mocniej.
-no, weź przestań!-powiedziałam to, ale tak na prawdę nie chciałam by przestał.
Zaczął całować mnie po szyi.
-daj mi się chociaż ubrać, co?-spytałam
-dla mnie możesz zostać w ręczniku-zaśmiał się, zaczynając całować mnie coraz niżej.
Nie miałam siły oprzeć się jego głosowi.
-przestań, no!-powiedziałam, ale on już zsunął ręcznik z moich piersi, i całował je.
Nagle wrucił do ust.
Złożył na nich delikatny pocałunek.
-mam iść, czy wolisz zostać sam na sam z moją paranoją.
-no, nie wiem, a z jaką paranoją?-spytałam.
-z tą, w którą wciągnęło mnie twoje seksowne ciało-wyszeptał cicho w moje piersi, które znowu całował.
-dobra, już dosyć!-powiedziałam stanowczo, gdy zaczął dobierać się do ręcznika, który zwisał mi teraz tylko na biodrach.
Odepchnęłam go lekko od siebie.
Myślałam że będzie stawiał opór, ale nic takiego nie zrobił.
-kocham cię...-szepnął mi do ucha, po czym namiętnie pocałował. Złapałam go za rękę.
-Jus...ale jakby co, to przychodź do mnie...Nie pozwolę ci więcej grzeszyć...-to ostatnie powiedziałam w uśmiechem. Ostatni raz go pocałowałam,
i wyszedł przez okno.(...)
ubrałam się i przeszłam przez drzewo.
Weszłam przez okno do pokoju Jusa.
Od razu się na mnie żucił i przybił sobą do ściany.
-wiesz, że dopiero przy tobie, zacząłem wierzyć w okres dojrzewania...-wyszeptał w moją szyję.
Zaśmiałam się.
Nagle zauważyłam że z szuflady coś wystaje.
Podeszłam i wzięłam to do ręki.
To była czarna perułka.
Założyłam ją. On, natomiast założył na głowę czapkę.
Tym razem to on się zaśmiał, i przytulił mnie mocno do siebie.
Zaczął ściągać mi spodnie.
Gdy w końcu ze mnie zeszły, popchnęłam go na łóżko.
Gdy on leżał,a ja na nim usiadłam i pocałowałam.
Po chwili on też usiadł i objął mnie w pasie.
Spojrzał w na mnie tymi oczami pełnymi pożądania.
Nagle, nie wiadomo skąd, rozległ się błysk, a ja na chwilę, dosłownie oślepłam.
Justin zsunął mnie szybko z siebie i skoczył do
Okna.
-BOŻE, Ubieraj się!-krzyknął
-co się stało?-spytałam ubierając spodnie.
-paparazzi...-szepnął mój ukochany.
-przepraszam, musisz wracać do siebie, zamknij okno, i zasłon rolety. Przyjdę do cb jak tylko zadzwonię do Skootera.
Podszedł do mnie i ostatni raz namiętnie mnie pocałował.
-kocham cię...-szepnął, i wypuścił przez okno.
************************************
podoba się?
super, nie mogłam się doczekać, aż dodam tan wpis.
kocham wszystkich co komentują ( i tylko ich!)

środa, 17 sierpnia 2011

rozdział 9: miłość to ciągłe niespodzianki, bule, i przyjemności.

Leżałam na przeciwko niego na jego łużku, w jego domu, w jego zamkniętym na patent pokoju.
On co chwila namiętnie mnie całował, a ja oczywiście to odwzajemniałam.
Nagle, on przerwał w pół pocałunku, (który według mnie powinien trwać wiecznie) i złapał się za głowę.
-idź...-szepnął.
-co?-zdziwiłam się jego reakcją.
-idź, proszę... Idź,nie przychodź tu już dzisiaj, proszę-to ostatnie brzmiało jak komenda.
Wstałam z łużka, i bez słowa wyszłam przez okno.
Księżyc świecił dość jasno, więc z przejściem przez drzewo do mojego pokoju nie było problemu.
Od razu położyłam się do łużka, i zaczęłam myśleć co stało się mojemu chłopakowi(uwielbiam go tak nazywać!)
po kilku minutach wyjrzałam przez okno.
To, co zobaczyłam na przeciwko, bardzo mnie zszokowało.
Justin leżał na łóżku, a jego dłoń była...w jego spodniach!
Boże!nie!
On...on się...on się mansturbuje!
Usiadłam na łóżku.
Musiałam to wszystko nieco ogarnąć.
Czyli...on nie chciał być nie miły.
Po prostu...nie chciał mi zrobić krzywdy.
Poszłam do łazienki.
Była dopiero dwudziesta druga, więc nie musiałam chodzić na paluszkach.
Zamknęłam drzwi, i stanęłam przed lustrem.
Po chwili się rozebrałam, i zaczęłam się sobie przyglądać.
Nie mogę powiedzieć o sobie że jestem idealna, ale nie powiem, figurę mam.
Miałam dość mały biust, ale nigdy się tym specjalnie nie przejmowałam.
Spojrzałam jeszcze raz na swoje odbicie, i pomyślałam, że już chyba czas się ogolić.
W końcu nie robiłam tego odkąd przyjechałam do stanford.
Więc wzięłam się w garść i wyjęłam z kosmetyczki maszynkę.(...)
ubrałam na siebie tylko bieliznę, (dość skromną) i kruciutką, czarną sukienkę bez ramiączek, zapinaną z tylu na zamek błyskawiczny (błyskawicznie się rozpina, heh.)
otworzyłam okno, i weszłam na gałąź.
Przeszłam cały konar, i dotarłam do okna Justina.
Było otwarte.
Mój ukochany leżał na łóżku tyłem do mnie i chyba...on płakał?
Weszłam przez okno i na paluszkach (dosłownie, nie miałam butów)
przeszłam przez pokuj, aż znalazłam się koło łużka.
Ostrożnie położyłam się obok niego, i dotknęłam wieszkiem dłoni jego policzka.
-wiesz że nie musisz tego robić?-spytałam szeptem.
-widziałaś...-to nie było pytanie.
To było stwierdzenie.
-może...i mówię ci, że nie musisz tego robić...
Odwrucił się domnie.
-idź się przebież, to pogadamy.
-nie.-odpowiedziałam stanowczo.
-proszę...nie chcę cię skrzywdzić, a tym wyglądem tak mnie kusisz...
-i dobrze.-powiedziałam.
Położył się na plecach, i przykrył głowę poduszką.
On cierpiał...
Musiałam coś zrobić...
On mnie pragnął...
On chciał...
Wiem co zrobić, ale się boję.
Cały czas, nieświadomie się do tego przygotowywałam.
Ok.
Wstałam, i usiadłam na nim, w zagłębieniu, pomiędzy udami, a brzuchem.
Wyciągnęłam mu z rąk poduszkę, i położyłam ją na jego klatce piersiowej, i oparłam się na niej.
Kierował mną teraz tylko instynkt.
-czy pan łaskawie, zacznie mnie rozbierać, czy mam to zrobić sama?-spytałam, patrząc na niego jak kocica.
Schyliłam się i go pocałowałam.
Po chwili moja sukienka znalazła się w koncie, Tak jak jego spodenki.
Nagle przypomniało mi się coś.
Zeszłam z Justina, i podeszłam do okna.
Zaciągnęłam rolety, a potem do drzwi, w których przekręciłam zamek.
Podchodząc do łóżka, rozpięłam stanik.
Nie zsunełam go jednak z piersi.
Z powrotem na nim usiadłam, stanik zsunął mi się z ramion, i mój biust zwisał bezpośrednio pod jego nosem (niezłe widoczki, co nie?heh).
I wtedy znowu mnie pocałował (...)

Leżałam nadal obok niego,ale tyłem, a nasze oddechy były nierówne.
Po moim policzku znowu spłynęła łza.
Justin gładził mnie po włosach.
-bolało, prawda?-spytał-kurwa, wiedziałem że coś zrobię źle, kurcze, a tobie coś się stanie! Cholera, jaki kurwa dupek ze mnie.-karcił sam siebie.
-ale mnie nic nie boli.-szepnęłam ocierająć mastępną upartą łzę.
-to dlaczego płaczesz?-spytał, uspokoił się już.
W odpowiedzi wzruszyłam ramionami.
Na serio nie wiedziałam dlaczego te uparciuchy lecą mi z oczu.
-przestań już, proszę...-położył dłoń na moim udzie, i zaczął całować mnie po szyi.
Odwruciłam się do niego i zaczęłam całować w usta.
Brakowało mi już powietrza, ale i tak się od niego nie odkleiłam.
Jedynym dźwiękiem, jaki mogłam z siebie wydobyć, było stęknięcie, co pogorszyło sytuację.
Nagle usłyszeliśmy kroki po schodach, i pukanie do drzwi.
-czego?!-wrzasnął justin.
-z kim ty tak gadasz?
-przez telefon, a co, nie mogę?
Klamka się poruszyła, ale drzwi ani trochę.
-od kiedy ty się na noc zamykasz, co?!-krzyknęła jego mama.
-od dzisiaj, dobranoc.
-dobranoc, synku, ale jakby co, to do mnie przyjć, dobrze?-powiedziała że smutkiem w głosie.
-dobrze, mamo...-odpowiedział ciszej.
Gdy kroki ucichły, on znowu się odezwał.
-jeszcze te głupie pół roku, i mnie tu nie będzie...-powiedział-a ty, jak tylko skończysz osiemnastkę, to pakujesz swoje manatki, i wprowadzasz się do mnie.jasne?
- jak słońce-odpowiedziałam.
-czyli jak ty, słońce-zaśmiał się.
I znowu mnie pocałował.


*****************************************************
I co?
Fajne?
miałam to napisane już bardzo dawno tylko nie wiedziałam kiedy będzie czas, aby to dodać.
myślałam że to sie dzieje zbyt szybko, ale teraz nie zwracam na to uwagi
I LOVE JUSTIN BIEBER!

rozdział 8:tęsknię!

Siedziałam na wysokich schodach, koło domu.
Było już ciemno, około dwudziestej czwartej.
Siedziałam tak, na tych schodach, i myślałam.
Wiedziałam, że Justin też teraz patrzy w gwiazdy.
Bliźniaki już dawno spały, zresztą wszyscy już spali.
Ja nie mogłam zasnąć.
Przyzwyczaiłam się, że obok mnie jest Jus.
Nagle coś zaciążyło na mojej prawej ręce.
Tak.
To pierścionek od Justina.
Trudno było go ukrywać, ponieważ nie chciałam go ani na chwilę ściągać.
Tylko, że jak moja mama, tata, lub wogule ktoś przebywał w mojej obecności, obrączka pulsowała, tak, jakby chciała przyciągnąć na siebie jak najwięcej uwagi.
Postanowiłam nie mówić nic rodzicom, puki nie skończę osiemnastu lat.
Mogli by wyciągnąć z tego fałszywe wnioski.
Nagle mój telefon zawibrował.
Justin.
Odebrałam go.
-Cześć, kotku, nie zbudziłem cię?
-nie, siedzę na podwórku.
-i co, pochwaliłaś się rodzicom?
-nie...jeszcze im nie powiedziałam. Bo... Chciałam, żebyśmy zrobili to razem.-wybrnełam.
-to świetnie. Ok, ja muszę kończyć, bo skooter mnie gna. Kocham cię, pa!
-pa.-szepnęłam.
Gdy się rozłączył wróciłam do rozmyślań.
Ale to nie mogło trwać wiecznie.
Ktoś koło mnie usiadł, i objął ramieniem.
To była mama.
-kochanie, czemu nie śpisz?-spytała.
-rozmawiałam przez fona.-powiedziałam chowając ręce do kieszeni.
-tak, widziałam. To był ten chłopiec... Justin, prawda?
Kiwnęłam głową na tak.
-Amy, mi mówiła... Co... Co was tak wogule łączy. Jesteście razem?
-tak... Tak jakby.
-nie może być "tak jakby". Albo tak albo nie.
-czyli można powiedzieć że tak.
Widać że mama była dumna, że tak szybko jej powiedziałam.
Ale akurat tego, nie muszę ukrywać.
-posłuchaj, skarbie. Nie chcę Ci mówić z kim, i gdzie masz się spotykać, ale czy chociażby pokazywanie się z nim publicznie, Ci nie zaszkodzi?Siedziałam ostatnio dużo na portalach plotkarskich i tam pisało że...
-że co?
-No... Chciałam się tyko dowiedzieć czy... Czy się zabezpieczaćie...
-MAMO!-wykrzyknęłam zażenowana-z Justinem łączy mnie dużo, ale nie aż tyle, ok?
-tak, rozumiem.
Znowu ją przytuliłam.
-czyli...że jesteś dziewicą?-spytała speszona.
-tak.-odpowiedziałam dzielnie.
Dobrze że było ciemno, i nie widziała że się czerwienię.
Ok.
Koniec udawania?
Nie.
Jeszcze się w nią podroczę!
******************************
sorry że tak krtótko, ale nie mam weny.
I chciałam was powiadomić że znalazłam nowe, świetne opowiadanie o Justinku.
Pod adresem: http://bieberstory.bloblo.pl
on dodał mi odwagi do napisania następnego rozdziału.
I jeszcze coś.
Następny rozdział, który dodam za moment, to ten który napisałam już dawno.
Dzieje się on 3.9.2011r.
Czyli już po wakacjach.
Trzymałam go na taką chwilę jak teraz-brak weny twurczej.
Dzięki za czytanie, ale wydaje mi się jakby tylko jedna osoba czytała tego błoga!
(dzięki  liszkiewicz)
proszę teraz wszystkich którzy czytali ten rozdział, nawet jak wam się nie podoba, żeby wstawili tu komentarz.
Może to być nawet jedno miałe słowo, ale znaczy wiele.
Proszę!

wtorek, 16 sierpnia 2011

rozdział 7- oficjalnie zaręczeni...

Usiadłam przed komputerem i z przyzwyczajenia weszłam na stronę Antysriber.com.
nie uśmiechało mi się to.
na stronie głównej było wielkie przekreślone zdjęcie Justina, oraz link do tego wiersza:
NIECHAJ DZWONIĄ DZWONY!
 bimber ZASTRZELONY! 
WALIĆ pokemony!
 bimber ZASTRZELONY!
 W GÓWNIE JEST ZŁOŻONY! 
bimber ZASTRZELONY! 
NIECHAJ RADOŚĆ ŻYJE!
 justyn W GLEBIE GNIJE! 
ANTYbimbry RZĄDZĄ! 
bimbry W PIEKLE BŁĄDZĄ!
 WALIĆ bimbra W DUPĘ! 
SPALIĆ MU CHAŁUPĘ! 
NABIĆ STRZELBĘ ŚRUTEM! 
pałę JEBNĄĆ BUTEM!
 WYSŁAĆ jej TROJANA! 
NAJLEPIEJ JUŻ Z RANA! 
NASŁAĆ AL-KAIDE!
 WALIĆ WSTRĘTNĄ gnidę!
 SŁUCHAĆ CO NORMALNE!
 BO jej K*RWA WALNĘ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
 Nie mogłam patrzeć na tę stronę.
kiedyś śmieszyła mnie, a teraz...
teraz ani trochę.
nie chciałam tego pokazywać Justinowi.
zasnął biedak na moim łóżku.
słodko wyglądał.
wyłączyłam komputer, i walnęłam się obok.
nie chciałam go budzić.
naprawdę był zmęczony.
pocałowałam go lekko w policzek, i zostawiłam kartkę żeby zamknął za sobą okno.
wyszłam z pokoju, i zamknęłam drzwi na patent.
klucz zazwyczaj trzymałam na rzemyku, ale dzisiaj włożyłam go do torebki, razem z fonem, słuchawkami i ipodem.

Nałożyłan na usta błyszczyk.
Ze schodów wprost zbiegłam.
-o której jedziemy?-spytałam Amy.
-za 3 godz.(...)
przy obiedzie panowało niezwykłe spięcie
nagle odezwała się Amy.
-Sally... Czemu ciągle siedzisz zamknięta w swoim pokoju?powinnaś znaleźć sobie jakichś przyjaciół, czy coś...
-nawet nie zaczynaj.wystarczy że za 2 tygodnie pujdę do szkoły, to kogoś znajdę...
-nie chcę żebyś spotykała się z Justinem.-no i wykrakała.
-co?
-on na na cb zły wpływ.ostatnio wgl nie wychodzisz w domu, a w nim chodzisz zadufana w sobie, jakbyś była niewiadomo kim. Albo znajdziesz sobie przyjaciół, albo zero kontaktów z tym chłopcem.
-przestań! Wystarczą mi Susan i Natalie! I Kim, Kasia...
-to twoje przyjaciółki z Polski-przerwała mi.
-Ale ciągle nimi są!-wykrzyknęłam, i wbiegłam schodami do siebie.
Na łóżku leżał Justin, widać że dopiero wyszedł w pod prysznica.
Włosy miał rozwichżone, (nie wiem czy specjalnie, czy od przechodzenia po drzewie) a ubrany był bardzo elegancko.
jego lewa dłoń tworzyła wybrzuszenie.
Coś od nią chował.
-Mamy lekkie zaległości Sally...- szepnął, a ja usiadłam obok niego.
Podniósł to co trzymał pod ręką, tak, że nie zdążyłam zerknąć co to jest.
podszedł do drzwi i zamknął je na klucz.
podszedł do mnie wolnym krokiem, i przystanął przed łóżkiem.
-Chciałem zrobić to tak jak należy...-mówiąc to klęknął przede mną na jedno kolano.
Już wiedziałam co chce zrobić.
wyciągnął zza siebie granatowe pudełko.
-Sally, Natalie, Allan...-otworzył pudełko- CZY WYJDZIESZ ZA MNIE?
-T...tak...-wyjąkałam
włożył mi na środkowy palec piękny pierścionek.
odrazu się na niego żuciłam.
Uśmiechał się od ucha do ucha.
nie chciałam kończyć tej chwili.
NEVER!
NEVER-EVER!
*************************************
podoba się?
wiem że trochę za krótki, i za dużo linków, ale dzisiaj to już drugi, więc tak jakby się wyrównuje, nie?
nie mogę się doczekać aż zobaczycie kilka rozdziałów później.
będzie z jej ojcem.
będzie się strasznie zachowywał.
ale nie będę wydawać, to i tak będzie za kilka miesięcy( oczywiście tylko w opowiadaniu, u nas będzie gdzieś za miesiąc, ale nie obiecuję.)
piszcie czy się podoba.
dzięx.




rozdział 6- O... TAK!

Nie mogę się rozbudzić.
Nagle poczułam że ktoś czule głaska mnie po włosach.
Postanowiłam nie okazywać tego, że nie śpię.
Justin, (miałam gorącą nadzieję że to on) zaczął całować mnie po szyi.
Tak było mi dobrze.
Nie chciałam wogule wstawać.
-wiem że nie śpisz...-szepnął mi do ucha.
Kurdę!
Odwruciłam się tylko.
-kocham cię...-powiedziałam cicho, ale stanowczo.
-wiesz że ja cb też?-spytał.
Zaśmiałam się, a on przytknął swoje wargi do moich.
Nie zdążyłam się tym dobrze nacieszyć, a on odsunął się.
-co za dużo, to nie zdrowo!-przypomniał mi słynne powiedzenie.
-i tak już jestem chora!-szepnęłam, i przywarłam do niego, jakbyśmy byli jednym.
Uwielbiałam te chwile, gdy on mnie całował tak, jakby nie było reszty świata.
Chociaż nigdy tego nie okazywałam.
A teraz?
Teraz, pragnęłan tylko, by on był przy mnie.
-Sally...-odezwał się po chwili
-hymm?
-ja...wiesz że mam jutro koncert?
-a masz?no to chyba dobrze, nie?
-właściwie to...to nie.nie dla mnie.
-czemu niby?
-bo jadę aż do Azii. I wrucę dopiero po jutrze.
-co?
-Sally, kochanie, prubowałem gadać w Amy, żebyś mogła ze mną jechać ale...
-ale?
-ale wy jutro też gdzieś macie jechać...gdzieś...do jakichś "Trop" czy gdzieś...
-do Polski...-ucieszyłam się-który jutro?
-piętnasty, a co?
-jutro moi kuzyni mają roczek.
-a-tylko tyle powiedział
-będę tęsknić.-powiedziałam cicho.
-ja bez cb godziny wytrzymać nie mogę, a co dopiero dwa dni!
Zaśmiałam się, a on mocno mnie przytulił.
-Sally...kocham cię. Kocham cię nad życie i... I wieżę, że gdy skończysz 18 lat... Wyjdziesz za mnie.
Nie wiedziałam co mam powiedzieć.
-ty...mówisz poważnie?-spytałam podejrzliwie.
-a czy w moim głosie słyszysz żart?
-nie,ale...czy ty zdajesz sobie sprawę, że właśnie poprosiłeś mnie o rękę?
-Sally...w mojej rodzinie, małżeństwo, to znak miłości. Takiej, której nie da się już rozdzielić.
-a w mojej rodzinie, małżeństwo w tym wieku, to odpowiednik słów: ups, wpadłam, co to jest antykoncepcja?-powiedziałam z sarkazmem.
-czyli że nie.
-nie...po prostu muszę się zastanowić.
-ok. Poczekam. Ale jeśli się nie zgodzisz to i tak wrucę tu z pierścionkiem zaręczynowym.
-czyli...jeśli się zgodzę, to włożysz mi na palec piękny pierścionek zaręczynowy, a jeśli powiem nie...
-to i tak to zrobię-przerwał mi-tak, coś w tym stylu.
Zaśmiałam się.
-czyli się zgadzasz?-spytał w nadzieją.
W odpowiedzi przywarłam do niego jak opętana, i zarzęłam go całować.
Po paru minutach Justin przeturlał nas tak, że teraz on znajdował się nade mną.
Gdy się ode mnie oderwał, jego oczy błyszczały.
Oblizałam usta.
Ciągle czułam na nich smak jego śliny.
-czyli...
-TAK!-uprzedziłam go.
Znowu mnie pocałował, ale tym razem lekko i spokojnie.
Boże!
Mam siedemnaście lat, i jestem zaręczona!
OMG!
****************************
ups, trochę za szybko, co nie?
ale nie chciało mi się nic przedtem dodawać, a i tak teraz sprawy będą się miały bardzo szybko.
ale powiem wam, tak tylko żeby zaostrzyć ciekawość, że cały blog zakończy wielkie wesele.
i mam pytanie DO WAS!
uwaga!
jeśli Sally, będzie mieć kiedyś z Justinem dziecko, to ma być chłopiec czy dziewczynka?
jak myślicie?
to wasz wybór!

sobota, 13 sierpnia 2011

rozdział 5:jestem chora...

weszłam do łazienki, i wzięłam prysznic.
nie najlepiej się czułam.
pewnie zmiana klimatu, czy coś w tym stylu...
 zeszłam na śniadanie, chociaż wcale mi się nie chciało.
-Sally! co Ci jest?!- wrzasnęła moja siostra, przytykając dłoń do mego czoła.-Boże! dziewczyno, ty masz gorączkę!
-nic i nie jest, tylko źle się czuję...-próbowałam ją uspokoić.
-Chad, bież kluczyki jedziemy do lekarza!-krzyknęła- Chad!!!
-No idę!-odkrzyknął z pokoju obok.
-Idź po książeczkę, Sally.- Amy zwróciła się do mnie.
-ok-odpowiedziałam, i poszłam po schodach na górę.
-Do cholery jasnej, co ty tu robisz?!-powiedziałam, gdy zobaczyłam, że na moim łóżku ktoś leży, a tym kimś oczywiście był Justin.
-co Ci jest?-spytał, gdy przeszukiwałam torbę, w poszukiwaniu książeczki.
-nic, tylko źle się czuję.-odpowiedziałam.
podeszłam do niego, i pocałowałam go lekko.
-a teraz idź do domu, bo zamykam okno.-powiedziałam uwodzicielsko.
-okej, ale mam pytanie.
-jakie?
-mam oczekiwać na ciebie tu, czy w kostnicy?-zaśmiał się, a ja walnęłam go z całej siły poduszką.
wyskoczył zwinnie przez framugę okna, a jak znalazł się za swoją szybą, puścił mi jeszcze całusa.
wytknęłam mu tylko język, i zamknęłam okno.
(...)
co tam się działo?- spytała Amy gdy zeszłam na dół.
-nic, tylko musiałam przekopać całą torbę.
-aha...-spojrzała na mnie jakby nie wierzyła, że jestem chrześcijanką.
-no tak...to jedziemy?-spytałam.
-ok.
(...)
weszłam do swojego pokoju, i położyłam leki na biurku, oraz zrobiłam niezbędną mi do życia żecz- otworzyłam okno.
nagle usłyszałam dzwonek do drzwi na dole, a potem wchodzenie po schodach, i pukanie do mojego pokoju.
otworzyłam drzwi, a w progu stał... nie kto inny jak Justin.
-co ty tu robisz?-spytałam
-przyszedłem odwiedzić chorą, a co, nie mogę?-podszedł do łózka, i walnął się na nie jakby nigdy nic.
zamknęłam drzwi, i usiadłam obok niego.
usiadł powoli i przytknął swoje czoło do mojego.
objęłam jego szyję i musnęłam jego wargi swoimi.
-i co ci jest?-spytał po chwili.
-nie wiem, jakaś wirusówka.
-nie zarażę się?
-nie, ta akurat choroba nie jest zaraźliwa., ale kurde, muszę brać antybiotyki.właściwie, to muszę je wziąć teraz.-powiedziałam wstając z łóżka, ale Justin mnie wyprzedził i sięgnął po pudełko z syropem.
wyciągnął z niego strzykawkę, i nabrał odpowiednią dawkę.
dał mi strzykawkę.
wycisnęłam z niej kropelkę na palec i wzięłam do ust.
-blee, gorzkie.-położyłam ją z powrotem na szafkę, 
-musisz!-powiedział stanowczo Jus i wziął ją do ręki.
-nie, Justin jak nie chcę to nie muszę-powiedziałam.
on zaczął się do mnie zbliżać z cwaniackim uśmieszkiem.
-ej, no przestań!-wrzasnęłam, gdy on popchnął mnie na łóżko, i próbował wcisnąć mi lekarstwo do ust.
-no weź, nie bądź taka.
-będę taka! przestań, to jest gorzkie!fuj!
-a co myślałaś  że słodkie?!-krzyknął siadając na mnie
-nie wpychaj mi tego do ust, debilu!-uderzyłam go w ramię
-no, weź! nie bij mnie!
-przestań! oblałeś mi tym gównem nową bluzkę!
nagle drzwi sie otworzyły (cholera, nie zamknęłam na patent!)
i w progu stanęła przestraszona Amy.
Justin i ja gwałtownie odwruciliśmy się w jej stronę, a on strzelił strzykawką prawie pod sufit.
popatrzyła na mnie takim wzrokiem.
Amy pokręciła tylko głową, i wyszła, a my zaczęliśmy się śmiać.
nigdy nie zapomnę jej miny!
************************
i jak?
zgadujcie co ona sobie pomyślała?!
heh!
dawajcie komcie, plis!

rozdział 4: na serio ja go kocham!

Gdy się obudziłam następnego dnia, byłam w strasznie złym humorze.
Nie chciało mi się wstawać, ale nagle poczułam, że ktoś głaska mnie po włosach.
-Justin...-szepnęłam, a po policzku spłynęła mi łza, ponieważ właśnie przypomniał mi się mój sen.
Nie chciałam o nim myśleć.
Odwruciłam się, i gwałtownie, zupełnie instynktownie, wpiłam się w jego wargi.
Odsunął mnie lekko od siebie.
-od kiedy to jesteś na tak, z całowaniem sąsiada?
-od kiedy to jesteś na tak, z włamywaniem się do cudzego mieszkania, i to w nocy?
-od kiedy to jesteś na tak z zostawianiem otwartych okien na noc?
nie mogłam znaleźć żadnej riposty, więc znowu, zachłannie go pocałowałam.
właśnie tego mi teraz brakowało najbardziej.
osoby która jest dla mnie równie ważna, jak ja dla niej.
ale czy tą osobą na pewno był Jus?
Teraz wiedziałam już że tak.
Że na pewno.
gdy wreszcie, po baaaaardzooooo długiej chwili, oderwaliśmy się od siebie, i zobaczyłam, że jego oczy znowu błyszczą.
-Kocham Cię...-szepnął.
-Nie wiem co mam Ci teraz odpowiedzieć, wiesz?Nawet nie wiem co do Cb czuję, i to jest straszne...
-Zastanów się... co czujesz gdy jestem przy tobie?-odezwał się.
-no... że chcę tu być... że to jest moje miejsce...
-a gdy cię całuję...
-chcę by to trwało wiecznie...-wyszeptałam, i znów lekko przytknęłam wargi do jego ust.
-to jest właśnie miłość, Sally. Sam nigdy czegoś takiego nie czułem... Nawet jak byłem z Jasmin.
-A kto to jest?-spytałam, ale po chwili tego pożałowałam, ponieważ to światełko w jego oczach znowu znikło, a on odwrócił wzrok.
-spojrzyj na mnie...-powiedziałam.
odwrócił się, po czym lekko uśmiechnął.
pocałowałam go, a magiczny błysk znowu wrócił.
cieszyłam się z tego.
-kocham Cie...-wyszeptałam, i po chwili znowu namiętnie mnie całował...
**************************************
I co?
fajne?
komentować proszę!
dzięki!

rozdział 3- czy ja go kocham?

Siedzę przy oknie i nie mogę przestać o nim myśleć.
O NIM- czyli o Justinie.
Tak, Justinie.
Nie mogę!
To mnie już przezwycięża!
Po prostu nie mogę bez niego wytrzymać!
jak z mega antyfanki, tak nagle zrobiła się ze mnie jedna z tych rozkochanych, durnych Bieberek?!
-Ello, dziunia!- usłyszałam znajomy mi głos.
Jus?
skąd on tutaj by się wziął?
-No tu jestem!- nagle się ocknęłam.
prze de mną na parapecie klękał Justin, z tym swoim zawadiackim uśmiechem.
-Czy mogę cię zapytać jak się nazywasz?-spytał siadając  na parapecie.
-Justin?!-krzyknęłam
-Nie, Justin to ja złotko -powiedział i musnął palcem wskazującym mój nos- a ja się pytam o twoje imię -zaśmiał się.
-Jestem Sally.-odpowiedziałam
on znowu się do nie przyssał, a ja nie wiedziałam co mam zrobić.
Odepchnęłam go więc.
-co...cco ty robisz?-spytałam łapiąc oddech.
jego także był nierówny.
-śliczna jesteś...-powiedział.
-i dla tego musisz zaraz mnie obśliniać... to znaczy... nie że źle całujesz, czy co... tylko że... no że nawet cię nie znam.- skończyłam, zanim palnęłam coś głupiego.
Jus się zaśmiał.
-Słuchaj, wiem że to trochę za szybko idzie, ale...-zaciął się-ale, ty... ty jesteś moją fanką, nie?
- właściwie to... nie.-powiedziałam wreszcie- jestem jedną z anty. i gdybym chciała, wypchnęłabym cię przez to okno.-powiedziałam cwaniacko.- ale nie chcę.-dodałam po chwili. nie chciałam tego mówić, ale samo wyszło.
-chcesz żebym został?słyszałem że moje anty mnie nienawidzą.
-ale ja nie jestem twoja anty...
-przed chwilą mówiłaś że jesteś, a teraz że nie, nie rozumiem cię już. To jesteś moją anty, czy nie?-siedząc na parapecie założył nogę na nogę.
-już sama nie wiem co...co do cb czuję... Wiem że kiedyś byłam bardzo zawziętą antyfanką...-zaśmiałam się
-czyli...zmieniłaś się.
-no chyba...-nagle rozdzwonił się mój telefon, więc go odebrałam.
To była Penny, moja koleżanka, ona się buja w Justinie.
-nawijaj-powiedziałam po polsku, a justin zrobił wielkie oczy.
-cześć Sally, słuchaj, Evi rzuciła Marka!
-to ona z nim chodziła?!-byłam zła na moją przyjaciółkę że mi nie powiedziała.
Justin usiadł na łóżku i objął mnie ramieniem.
Nie odtrąciłam go.
-moja fanka?-spytał w swoim ojczystym języku. Pomachałam głową na tak.
-daj mi ją.-już wiedziałam co kabinuje.
-Penny, mam dla cb niespodziankę.-zanim zdążyła coś powiedzieć podałam mu telefon.
-to Penny.-szepnęłam Justinowi do ucha.
-cześć Penny-mówił po angielsku-to dla cb.-spojrzał mi prosto w oczy i zaczął śpiewać jakąś wolną piosenkę:>
z refrenu wynikało że nazywała się common denominator.
W pewnym momencie przez uszy przebiły mi się słowa: Magic life...
Magiczne życie...
Takie miało być moje życie, jeśli będę z Justinem.
Ale nie mogłam przeciesz ot-tak se zacząć z nim chodzić.
To trochę za wcześnie.
A jak znajdzie sobie...inną?
Przecież dopiero zerwał z seleną.
Justin podał mi telefon.
-i jak?-spytałam przyjaciółkę.
-skąd ty go wytrzasnęłaś Sally?!gdzie ty jesteś?jak ty go poznałaś?
-jestem w domu, a co do pytania skąd go wytrzasnęłam, to wskoczył przez okno, a do ostatniego, to odp. Brzmi: w parku.coś jeszcze?-nie zdążyła odpowiewieć, a Justin przyssał się do mnie, nie mogłam złapać powietrza, a ostatnie co pewnie usłyszała penny w słuchawce to moje stęknięcie i chichot justina, a wtedy się rozłączyłam.
Przestań, justin!-odepchnęłam go od siebie.
-przepraszam... boże,nie!-powiedział to, a po chwili wyskoczył przez okno na konar, który przylegał do ściany budynku.
-justin, poczekaj!-wrzasnęłam, ale on był już u siebie, i zasłonił rolety.
Co mu się stało, normalnie jakbym to ja go,nie wiem...poparzyła?
Jak głupia dotknęłam tylko swoich ust i walnełam na łużko z głośnym:
-UGRH!
*******************************
ten rozdział napisałam wczoraj w nocy, w notatniku na fonie.
normalnie, tak sam przyszedł, a ja go tylko przełożyłam na tekst.
ok.
mam jeszcze jeden rozdział, ale on się dzieje we wrześniu, więc będę musiała dodać przedtem jeszcze parę rozdziałów.
dzięki że czytacie, a ten rozdział jest zadedykowany osobie o nazwie: liszkiewicz
za to, że jako pierwsza dodała komcia na tego bloga.